Inspirujące opowiadanie: Bliźniacy

Strona główna/Pozostałe/Inspirujące opowiadanie: Bliźniacy

Pierwszym co zauważył, zyskując świadomość własnego istnienia, był rytmiczny stuk. Właściwie dwa stuknięcia, głośniejsze i cichsze. Stuk-puk!…stuk-puk!…stuk-puk!…stuk-puk!… Cały czas, bez końca, gdzieś u góry, wysoko nad nim.

Kiedy przyzwyczaił się do tego dominującego, wszechobecnego dźwięku, zaczął wychwytywać inne. Wielkie „stukadło” nie było samo, małe stukadełko znajdowało się w nim samym. Dźwięk i drgania rozchodziły się po jego maleńkich kończynach parami delikatnych wstrząsów.

Otoczenie było… tak jakby powolne, gęste. Słyszał echo swoich własnych ruchów. Badając otoczenie, doświadczył subtelnego ciepła i miękkości ścian, swego rodzaju… bańki, balonu w jakim się znajdował. Jego uwagę przykuł przewód połączony z jego brzuszkiem.

– Jest początek, musi być i koniec – pomyślał. Przewód kończył się w ścianie, a co dziwne – obok zaczynał się drugi przewód! Płynąc wzdłuż niego usłyszał… drugie maleńkie stukadełko, należało do niewielkiego, miękkiego kształtu na końcu przewodu. Malec zrozumiał, że napotkał istotę taką jak on. Swojego… brata! Ten jednak zdawał się nie reagować na dotyk, a nawet na delikatne poszturchiwania. Do czasu.

– Co to za dźwięk? Ten Stuk-puk… stuk-puk… stuk-puk? Zapytał młodszy brat, który dopiero zyskał samoświadomość.

– To Wielkie Stukadło! Odpowiedział brat starszy z dumą odkrywcy w głosie.

Rozdział Drugi

– Ej… starszy… śpisz?… hmmm?… – zapytał Młodszy zadziornie. Po chwili odpowiedział mu cichy pomruk niezadowolenia. Nie zamierzał odpuścić.

– No pytam tylko, czy śpisz.

– Śpię – odpowiedział brat, zdając sobie sprawę z tego, jak z sekundy na sekundę jego stwierdzenie przestaje być aktualne.

– Jeśli śpisz, czemu odpowiadasz? – w głosie Młodszego słychać było nutę złośliwości.

– Odpowiadam, bo nie wiesz kiedy się zamknąć, durniu. – Starszy był już wkurzony.

– Daj spokój! Jak długo można spać, nudzę się!

– Może to moja wina?

– Tak Twoja! – odparł zdecydowanie – Przez Ciebie nie mogę spać! – tu Młodszy przerwał, wziął głęboki oddech i spokojnie zapytał – Naprawdę myślisz, że świat się kończy?

Drwiący uśmiech zawitał na twarzy starszego brata. Zdawał się upajać swoją intelektualną przewagą.

– Jest dokładnie – zaznaczył – dokładnie tak, jak mówiłem. Jesteśmy coraz więksi, świat przestał się rozszerzać razem z nami. Robi się coraz ciaśniej. Więc albo któregoś dnia nagle ot tak przestaniemy rosnąć… na co nic, ale to nic nie wskazuje – tu wziął głęboki oddech – albo… czeka nas nieunikniony koniec. – Uśmiechnął się, gorzko wzruszając ramionami.

– Czemu od razu mielibyśmy umierać? Coś – zaakcentował – zmieni się na pewno. Może wreszcie zobaczymy… no wiesz… Ją?

Starszy brat stracił uśmiech z twarzy, spoważniał. Spojrzał na Młodszego karcąco.

– Znowu wyskakujesz z tą Mamą? – Uniósł łuki brwiowe.

– A czemu nie?

– Bo prawie na pewno ktoś taki nie istnieje – rzucił te słowa dobitnie i z irytacją – Naprawdę musimy znowu o tym rozmawiać?

– No chyba! – wykrzyknął – Rozmawiamy w końcu o tym co jest na zewnątrz, więc raczej! O kim niby, jak nie o mamie?

– No właśnie nie wiem jaki jest sens rozmawiać o czymś, co nas nie dotyczy, i na co nie mamy wpływu.

– Naprawdę nie jesteś ciekaw?… No wiesz… świata na zewnątrz? – zapytał Młodszy z niedowierzaniem.

Starszy westchnął i rzucił – Chodzi ci o ten świat pełen hałasów, zderzeń i wstrząsów, które zatrzymuje i tłumi nasza błona? Ten w którym zaraz zostałbyś połamany… albo zgnieciony? Ten, który może być tysiące razy dłuższy od twojej pępowiny… taaak… tej właśnie pępowiny bez której umarłbyś z głodu? – uśmiechając się drwiąco, ciągnął dalej – Jakby się tak zastanowić, to pewnie nie zdążyłbyś umrzeć z głodu, bo ten świat może być zbyt gorący lub zbyt zimny, żeby w ogóle w nim przetrwać.

Młodszy westchnął tylko kładąc dłoń na twarzy, ale nie przerwał. Starszy ciągnął dalej.

– Nie. Nie jestem go ciekaw. Ani trochę. Ani ciut-ciut. Mam tu ciepło i wygodnie, mam drożną pępowinę, która działa jak trzeba, mam nawet z kim pogadać… chociaż wiesz co… ostatnio wkurzasz mnie coraz bardziej. Rozważam przerzucenie się na gadanie do siebie. – dodał nie ukrywając złośliwości.

Udając, że nie słyszy złośliwego tonu, młodszy braciszek uśmiechnął się splatając ręce na klatce piersiowej.

– Przesadzasz Starszy. – rzucił pewny siebie – Słyszymy bicie serca, wyrosły nam po dwie ręce, których prawie nie używamy, mamy dwie nogi, których prawie nie używamy – a sprawdzałem! I już prawie – podkreślił wypowiadane słowo – mogę unieść na nich całego siebie! – uśmeichał się już szeroko – Wszystkie one wyrosły nam dzięki temu, że Mama..

– …że „Świat”. Trzymajmy się znanych faktów.

– Jak tam wolisz. Że świat albo Mama – ciągnął Młodszy – karmi nas przez pępowinę. Moim zdaniem, niepotrzebne rzeczy by nam nie wyrastały, gdyby Mama nie przygotowywała nas do jakiejś… hmmm… Wielkiej Zmiany. Dlatego ci mówię, że przesadzasz… wybierasz sobie co ci pasuje do twoich poglądów. – zamyślił się na chwilę, ściągnął łuki brwiowe po czym dodał – Ty się boisz o tym wszystkim myśleć, czy co?

– Oj chciałbym przesadzać – zaczął, ignorując niezbyt komfortową końcówkę pytania brata.

– Młody, powiem wprost. Ten świat nas karmi, grzeje, dba o nas. Tak jest zbudowany. Jeśli nie jest rajem, to nie wiem jak raj miałby wyglądać. Mamy tu WSZYSTKO, dosłownie. Po prostu ciesz się czasem, jaki nam pozostał, nie myśl o końcu świata, żyj chwilą, rozkoszuj się małymi przyjemnościami, które nas otaczają… Ja tak robię.

Młodszy brat westchnął i wziął jeszcze jeden głęboki oddech.

– Słuchaj Brat, ja myślę, że Mama…

– A ty znowu z tą Mamą! – krzyknął zirytowany do granic – Popatrz… nawet jakbyś jakimś cudem się przedostał do świata na zewnątrz… nie wiem… jakoś rozłożył na części i przecisnął ten swój durny łeb przez otwór – otwór szerokości twojej ręki… to co wtedy? Twoja wymyślona mama, byłaby jedyną nadzieją na ratunek przed źródłami hałasów, wstrząsami, śmiercią głodową i nie mamy BLADEGO pojęcia przed czym jeszcze. – Starszy był zdenerwowany i nakręcał się coraz bardziej.

– Pokładanie całej nadziei – ciągnął – w kimś, kto na pewno nie istnieje, jest po prostu, zwyczajnie durne. – podkreślił dobitnie. – Nie chcę mieć durnego brata, więc może weź tak zmądrzej, co?

– A te wszystkie znaki? Dowody? – odparł Młodszy, ignorując personalną zaczepkę i zdecydowanie nie dając za wygraną.

– Taaaaak?… Słucham? – drwił Starszy.

– No wtedy… pamiętasz na pewno jak mama dotykała nas przez ścianę! – rzucił z ciepłem w głosie.

– Naturalne zjawisko fizyczne. – Odparł starszy pewnym, chłodnym tonem znawcy.

– Hałasy? Muzyka? Dźwięki, które brzmiały jakby miały znaczenie?

– Kataklizmy i inne gwałtowne zdarzenia, przed którymi chroni nas Błona nazywana Łożyskiem. – odpowiedział wyraźnie już zniecierpliwiony.

Młody uśmiechnął się od ucha do ucha – To, że raz woda jest kwaśna, nieprzyjemna i piecze, a innym razem jest tak przyjemna, że dostajemy od niej głupawki i ze wszystkiego się śmiejemy!

– Hehehe – starszy nie mógł powstrzymać wesołości – wybacz, ale to też naturalne zjawiska pogodowe.

– Wiem! – wykrzyknął młodszy z braci – Bicie serca Mamy, które czujemy i słyszymy z góry!

Starszy spoważniał. Ściągnął łuki brwiowe. Przygotował swój najbardziej sucho–nauczycielski ton.

– No właśnie… Tylko słyszymy. I nie wiemy czy to bicie serca, czy po prostu mechanizm działania świata. O wiele bardziej prawdopodobne, że to nasze serca wydają takie, a nie inne dźwięki, dostosowując się do naturalnego… – nagły bulgot zagłuszył myśl malca. Ten zamilkł, rozejrzał się wokoło.

– Co się dzieje z wodą? – zapytał ze strachem w głosie.

– …opada… –młodszy brat odpowiedział szeptem. Po czym wrzasnął.

– Brat!… woda opada!… co siędzieje?… Brat!

Ten jużdoskonale wiedział co siękroi.

– Myślałem, że mamy więcej czasu…

Rozdział 3

Tego jeszcze nie było. Woda była raz lepsza, raz gorsza, ale jeszcze nigdy nie odpływała– Starszy brat próbował zebrać szalejące myśli, znaleźć każdą możliwą interpretację sytuacji. Każdą oprócz jednej. Jednak najbardziej oczywisty wniosek, nasuwał się sam. Wbijał się do głowy z coraz większą brutalnością. To już koniec. Zginiemy.

Nagłe uderzenie ścian odebrało mu oddech. Jakby wszystkie ściany na raz, jednocześnie skurczyły się na krótką chwilę. Świat nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.

– Co to było? – spytał młodszy przerażony.

– Nie wiem… jakiś skurcz…. jakby wszystkie ściany na raz chciały nas wypchnąć w kierunku otworu.

– Jest otwarty, co nie? Otwór – zauważył Młodszy wskazując na maleńką lukę, z której zaczęło wydobywać się światło – Nie mówiłem? Rozszerza się coraz bardziej.

– Tak, widać nawet jakieś światło – potwierdził Starszy – Ale cały czas jest bardzo mały. O wiele za mały, żeby przejść!

Kolejny skurcz, z basowym łupnięciem wstrząsnął światem. Był wyraźnie silniejszy od poprzedniego.

– Ała!… ten był mocny… wyraźnie w kierunku otworu!

Trwali w milczeniu, zastanawiając się, co dalej. Co robić? Czy w ogóle mogą zrobić cokolwiek? Dwie rzeczy były oczywiste. Świat zachowywał się, jakby próbował wypchnąć ich na zewnątrz. Otwór powiększał się, ale wciąż był kilkakrotnie mniejszy niż oni. Powiększał się za wolno. Szept Starszego przerwał ciszę.

– Słuchaj braciszku, ja tu zostaję…

Zaskoczony krzyk Młodszego nie pozwolił ciągnąć wywodu.

– Zwariowałeś!… Kompletnie ci odbiło?!… – odczekał aż odzyska oddech, uspokoi się chociaż trochę – Tak… na chłopski rozum co lepsze: mała szansa tam, czy śmierć tutaj?

– Posłuchaj mnie przez chwilę – odpowiedział Starszy ze smutkiem – Otwór wciąż jest jakieś cztery razy mniejszy od ciebie, nawet jak się rozciągnie, prawdopodobnie tego nie przeżyjesz.

Młodszy nie czekał z odpowiedzią.

– Robi się powoli większy, elastyczny, nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz! – krzyczał z desperacką nadzieją w głosie – Zresztą, wszystko nabiera sensu! Coraz mniej miejsca, ręce, nogi, skurcze, opadająca woda! Tak miało być! Rozumiesz?! – tu przerwał, by wziąć głęboki oddech – Będzie bolało? Okej. Złamiesz rękę? Co z tego? Będziesz TAM! – zacisnął energicznie piąstkę uderzając w miękką ścianę obok poszerzającego się otworu – Z mamą czy bez mamy, nieważne… jeśli to wytrzymasz, przetrwasz, to cię wzmocni, będziesz silniejszy! No bo… jakby świat chciałby nas zabić… co nie?… to zamiast pchać nas na zewnątrz, po prostu przestałby nas karmić… Logiczne nie? – spoglądał na brata pytająco – Możemy spróbować się przecisnąć.

– Właśnie nie możemy! – krzyknął starszy brat w bezsilnej złości – W tempie, w jakim pojawiają się skurcze, prawdopodobnie zostaniemy wyciśnięci przez otwór i zgnieceni. Nie zamierzam pchać się na śmierć! Nie chcę umierać w męczarniach z głodu, połamany i zgnieciony. – przerwał, spojrzał na brata szeroko otwierając oczy – Ty może dasz radę! Ale ja… nie mam tam szans! Jestem za słaby rozumiesz?! Zawsze byłem od ciebie mniejszy i słabszy.

– Nieprawda. – zdziwiony szept młodego był jednocześnie pełen pewności.

– Wolę umrzeć, tutaj w spokoju niż zostać tam zmiażdzony… Z resztą, może się myliłem? Może mamy to przetrzymać? – Starszy uśmiechnął się, ale to nie był uśmiech nadziei ani radości. Uśmiech przywodził na myśl szaleństwo – Tak! Zostanę tutaj! Zrobię wszystko by to przetrwać! Może woda wróci? Może mamy po prostu wytrzymać, przeczekać? Może to jest test? Młody, zostań ze mną! Znowu będzie dobrze, spokojnie i ciepło!

– O czym ty w ogóle… – rzucił młody panicznie – sam powiedziałeś, że skurcze są coraz silniejsze. Ale niemożliwe, żeby to był koniec. Mama na pewno coś zrobi, na pew…

– Zamknij się. – uciął starszy cicho ale dobitnie. Młodszy jednak kontynuował coraz głośniej.

– … na pewno nas uratuje, coś się stanie i zmieni na koniec, i tak to jest lepsze niż…

– Zamknij się! – Starszy brat uniósł głos. Młodszy jednak ciągnął dalej, bezlitośnie budząc okrutną, irracjonalną, nieuzasadnioną nadzieję.

– … mówię, że to przecież lepsze niż pewna śmierć, nawet jak…

– ZAMKNIJ SIĘ!!! – Wrzask Starszego przeszył każdą komórkę ich ciał, wstrząsnął światem wokół… głucha cisza nastała na moment, by zaraz zmienić się we łkanie. Ciche łkanie zmieniało się w płacz. Głęboki smutek, strach i poczucie bezradności było wszechobecne. Kolejny skurcz, potężny impuls rzucił braci na przeciwległą ścianę, od strony otworu.

– Jesteś tego pewny? Nie chcę iść bez ciebie. – Młodszy spytał cicho.

– Tak. – westchnął ciężko – Nie wyobrażam sobie innego życia. Zostaję, woda wróci, ciepło wróci…

– Sam nie wierzysz w to, co mówisz – z żalem odpowiedział Młodszy. Odpowiedziało mu milczenie brata. Po chwili świat znowu uderzył ich kolejnym skurczem. Potem drugim, i trzecim.

– Słuchaj! Jestem bliżej otworu – krzyknął młodszy z braci, trzymając się ostatniej nadziei – powiększył się, wpuszcza więcej światła. Idę pierwszy. Jestem silniejszy mówisz? To rozciągnę go dla Ciebie! – krzyknął – Jeśli nie pójdziesz za mną, to już nigdy się nie zobaczymy!… Słyszysz?!… Idę!

Zbliżył głowę do otworu. Większego niż wcześniej, ale wciąż zbyt małego by przejść. Światło było oślepiające. Kurczący się świat nacisnął na niego z tyłu.

#

Opowiadanie napisał Maciej Prósiński, wyprodukował Piotr Michalak. Czuj się swobodnie, aby je wysłać znajomym. Możesz również polecić znajomym dołączenie do grona naszych Czytelników na stronie https://ententa.pl, aby otrzymywali więcej inspirujących materiałów ode mnie. Wszystkiego dobrego!

By |24 października 2015|Categories: Pozostałe|0 komentarzy

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

Zostaw komentarz