Największe porażki Piotra Michalaka – czyli jak uczyć się na cudzych błędach

Strona główna/Rozwój Biznesu/Największe porażki Piotra Michalaka – czyli jak uczyć się na cudzych błędach
  • Największe porażki

Moje największe porażki

Wszystkie moje największe porażki biznesowe związane są z programistami. Jednak nie chcę zrzucać winy na innych. Osoba prawdziwie odpowiedzialna zawsze sprowadza winę do samego siebie, aby odzyskać możliwość zmiany sytuacji w przyszłości na lepsze. Tego na swoich szkoleniach uczy również jeden z największych menedżerów wszechczasów, Jack Welch: jeśli źle zatrudniłeś pracownika, to Twoja wina.

To było kilka lat temu.

Ze strony internetowej spłynęło zapytanie ofertowe. Zawsze starałem się klientowi doradzić i zbudować pozytywną relację. Uczyniłem to i tym razem, i weszliśmy z klientem w pewną zażyłość. Zdobyłem zamówienie na portal internetowy. Nie zdradzę jego nazwy, aby nie robić nikomu przykrości, ani czarnego PRu. Dla ułatwienia nazwijmy go „Siabadaba”. Zatrudniałem wtedy na stałe programistę, „Kamila”. Zrealizował on już dla mnie parę projektów. Wydawał się odpowiedzialny. Lubiłem go. Powierzyłem więc mu zadanie z radością i beztroską.

Podobnie jak lemingi wpadające w przepaść, tak i ja popełniłem wtedy jeden z największych błędów, jakie można popełnić: nie kontrolowałem realizacji. Po prostu czekałem, aż „Kamil” spokojnie wykona zadanie. Sam zająłem się własnymi sprawami. To, co uczyniłem, pokazuje różnicę między delegowaniem, a abdykowaniem. Ja niestety abdykowałem.

Czas oddania projektu był tuż tuż.

Skontrolowałem wreszcie status zadania. Okazało się, że portal jest rozgrzebany i w totalnych powijakach! Programista tymczasem zrezygnował z pracy u mnie. Dlaczego? Bo trudno jest się rozwijać ambitnej osobie bez dostępu do innych programistów w organizacji, a u nas był tym jedynym. Ja natomiast programować nie potrafię. Zostałem z niedokończonym projektem w przeddzień zdania zlecenia. Skontaktowałem się z innym programistą, który czasem wykonywał dla nas dorywcze prace, i był sprawdzony, choć nieraz trudny we współżyciu. Programista „Marek” przejął w spadku rozwalony projekt i zaczął go porządkować. Zamiast przyznać się przed klientem do błędu, świeciłem oczami, że już kończymy. Dlaczego? Bo to słyszałem od nowego programisty. Ten natomiast walczył z błędami rozwalonego systemu, a walkom nie było końca. Klient wyszukiwał coraz to nowsze niedoróbki. Po czym postanowił nas zniszczyć.

Poprawki ciągnęły się niemiłosiernie.

Współpraca z nowym programistą była ciężka. Tu popełniłem kolejny z licznych moich błędów: zatrudniłem osobę nie pasującą do kultury organizacyjnej firmy. Albo mówiąc konkretniej, zatrudniłem osobę z innej niż ja bajki! Niewiele brakowało, a sprawa skończyłaby się w sądzie. Pod koniec pisma z poprawkami wędrowały do nas od adwokata naszego klienta. Klient natomiast wykorzystywał początkową znajomość i relację ze mną przeciwko mnie. W efekcie tak stresującej sytuacji straciłem wiele zapału i pasji. Moja wspólniczka wzięła na siebie znaczną część ciężaru prowadzenia sprawy do końca. Gdyby nie ona, przypłaciłbym to mocno zdrowiem. Całe szczęście portal udało się w końcu uporządkować i oddać, długo po terminie. Kosztowało nas to wiele więcej niż wynagrodzenie za portal. Klient zaniechał dalszych działań prawnych.

Niestety nie oznaczało to jeszcze końca moich kłopotów ze światem IT. Jednak kolejne historie opowiem przy następnej okazji.

Jakie możesz wyciągnąć wnioski dla siebie?

Zawsze kontroluj realizację powierzonych pracownikom zadań. Jak? Każ im wysyłać konkretne raporty regularnie, np. codziennie albo raz na tydzień. Do tego sam sprawdzaj konsekwentnie co zrobili. Możesz powierzyć kontrolę innemu pracownikowi (kierownikowi), którego z kolei też musisz kontrolować na tej samej zasadzie.

Jeśli pracownicy nie wywiązują się z raportów, zastosuj mechanizm żółtych kartek znany z piłki nożnej. Konsekwencją niewywiązywania się ze swoich obowiązków musi być rozwiązanie stosunku pracy. Dlaczego? Bo jeśli ktoś nie jest wierny w tak małej rzeczy, jak wysłanie raportu, to nie możesz oczekiwać, że będzie wierny w rzeczach dużych.

Poza tym nigdy nie traktuj relacji biznesowych (pracowniczych, zawodowych) zbyt blisko i ciepło. Zawsze miałem problem z nadmierną, przesadzoną życzliwością. W biznesie jednak trzeba zachować zdrowy, pełen szacunku dystans umożliwiający np. asertywną odmowę albo stanowcze zwrócenie komuś uwagi. Wielokrotnie w początkach mojej kariery klienci wykorzystywali moją życzliwość przeciwko mnie i np. czerpali darmowe doradztwo albo oczekiwali indywidualnego traktowania niezgodnego z zasadami firmy. Pracownicy tymczasem muszą czuć, że osoba nad nimi ma autorytet, wie czego chce, oczekuje konsekwentnego trzymania się zasad i realizacji powierzonych zadań.

Bycie życzliwym, ciepłym i sympatycznym człowiekiem pomaga w sprzedaży, może pomóc w budowaniu zespołu, ale nie zawsze pomaga w codziennym zarządzaniu ludźmi i egzekwowaniu zadań (i trzymania się zasad).

Wreszcie, nigdy nie zatrudniaj człowieka, który nie pasuje do Twojego typu osobowości i charakteru. Innymi słowy zatrudniaj tylko ludzi, z którymi wyobrażasz sobie dalej pracować przez najbliższe 10-20 lat. Warto wspomnieć lata liceum lub studiów i pomyśleć, z kim mi się wówczas dobrze pracowało w zespole? Poza tym zdecydowanie warto przejść trening asertywności, lub chociaż przerobić parę książek i nagrań na ten temat. Trzeba umieć postawić do pionu zarówno swojego pracownika, jak i czasem klienta, który postanawia zrobić kogiel-mogiel w Twojej firmie. W przechodzeniu takich sytuacji mocno pomaga rozwój duchowy. Mnie osobiście nauczył, że jedynym fundamentem i tarczą jest Bóg. Dzięki temu „nie pokładam już ufności w żadnym stworzeniu” (tu: człowieku, pracowniku, kliencie, lub pieniądzu). Co to znaczy? Otóż jestem przygotowany z góry, że mogę się na kimś zawieść. Nawet jeśli robi na mnie pozytywne wrażenie! Nic mnie już nie zaskoczy.

Do tego nie jestem emocjonalnie zależny ani od klienta, ani od pieniędzy, ani od sukcesu, lecz mój jedyny fundament jest „tam na górze”. To pomaga, by w trudnych sytuacjach nie być szarganym emocjami i nie stracić przy tym zdrowia. Zamiast tego można racjonalnie podejść do sprawy i systematycznie ją rozwiązać, podejmując stanowcze decyzje.

Co bym zrobił dziś w takiej sytuacji?

W pierwszej kolejności uważniej podpisywałbym umowę. Dałbym ją prawnikowi do sprawdzenia, ale i sam skonsultowałbym ją ze znajomymi przedsiębiorcami. Zwróciłbym uwagę co się stanie, gdyby powinęła nam się łapa – abyśmy nie weszli w toksyczny układ. Umowa powinna dawać nam możliwość wycofania się. Przyczyna kłopotów mogłaby przecież leżeć po stronie klienta. Mógłby się okazać trudny we współpracy. Brak furtki wyjścia oznacza czasem małżeństwo z demonem. Następnie, gdyby już doszło do konfliktu, negocjowałbym z klientem, grając w otwarte karty. Przedstawiłbym szczerze sytuację i zaprosił do rozmów pytaniem, „co możemy z tym zrobić?”. Potraktowałbym tę sytuację na zasadzie partnerskiej: „jesteśmy w tym razem, postarajmy się temu zaradzić”. Gdybym zauważył, że klient nie dąży do rozwiązania win-win, rozważyłbym wycofanie się ze współpracy, z przeprosinami i zwróceniem zaliczki. Ewentualnie negocjowałbym zachowanie wynagrodzenia za zakończone elementy dzieła, np. wykonany i zaakceptowany projekt logo.

Skomentuj ten artykuł w formularzu poniżej i napisz: – Co Ty uczyniłbyś w tej sytuacji? Jak sobie radzisz z tego typu konfliktami? – Czy podoba Ci się mój pomysł na serię artykułów o porażkach? Czy chcesz, abym kontynuował ich opisywanie?

By |5 czerwca 2013|Categories: Rozwój Biznesu|74 komentarze

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

74 komentarze

  1. Kornel 21 czerwca 2013 w 10:52 - Odpowiedz

    Kapitalny pomysł z opisywaniem porażek! Do tej pory byłem sceptyczny w stosunku do Twojej osoby Piotrze ale tym artykułem mnie “kupiłeś” 🙂

    Pozdrawiam

  2. Maja 7 czerwca 2013 w 09:46 - Odpowiedz

    U mnie w firmie najlepiej sprawdza się metoda grania w otwarte karty z klientem. I zgoda, partnerskie traktowanie się nawzajem. To nie tylko firma potrzebuje dobrego klienta, ale też klienta potrzebuje dobrego podwykonawcy/ firmy współpracującej ! To jest win-win i potrzeba wzajemnie świadczonego client-service.
    A co do nauki na cudzych błędach, to moim zdaniem można spotkać dwa podejścia do zagadnienia. Jest duża grupa osób, którzy sami aktywnie działając nie mają czasu uczyć się na swoich błędach, ponieważ wolą na cudzych (: i korzystają ze sprawdzonych rozwiązań i Twój artykuł im pomoże.
    Są też ludzie, którzy zupełnie nie mają ochoty kogokolwiek słuchać w działalności biznesowej i po czasie okazuje się, że ich droga… jest nieco bardziej wyboista.

  3. Wojtek 6 czerwca 2013 w 19:54 - Odpowiedz

    Odniosę się do kwestii kontroli oraz stosunków szef – pracownik. W przypadku kontroli to oczywiście masz rację nie wyobrażam sobie, żeby w żaden sposób szef nie weryfikował pracy swoich pracowników, jeśli sam nie ma na to czasu to musi mieć zatrudnioną osobę, która to robi za niego, ale on i tak musi zweryfikować jej pracę.
    Natomiast jeśli chodzi o relację szef – pracownik, to w twoim przypadku sprawdziłby się typ szefa, który podwładnym wyznacza zadania i kontroluje ich wykonanie, a w razie czego stosuje kary i groźby. Jednak mamy jeszcze drugi typ szefa mający przyjazną postawę, który docenia samodzielność, dopytuje się o zdrowie, zna członków rodziny pracowników.
    Dlatego nie jest trafne w tym wypadku twoje stwierdzenie, żeby nie traktować relacji biznesowych (pracowniczych, zawodowych) zbyt blisko i ciepło. Jeden i drugi typ szefa ma swoje wady i zalety, jeżeli coś się nie sprawdziło u ciebie to nie oznacza, że nie sprawdzi się już nigdzie. Błąd polegał na braku kontroli co spowodowało powierzenie zadania nie odpowiedniej osobie.

    • oldcowboy 7 czerwca 2013 w 06:23 - Odpowiedz

      Ponad 20 lat doświadczenia w prowadzeniu własnej firmy nauczyło mnie jednego: wśród pracowników są głównie ludzie, zaś spotkanie Ludzi należy do wyjątku. Interesowanie się życiem prywatnym podległego personelu jest traktowane jako wtrącanie się w prywatne sprawy albo jako szpiegowanie, donosicielstwo na rzecz policji. Ludzie – i ci mali, i ci wybitni, lubią być kierowani, czyli lubią różnego rodzaju zamordyzm. Traktowanie ich na zasadach partnerskich prowadzi najczęściej do całkowitego rozluźnienia dyscypliny. A już nie daj Boże nie wolno im pozwolić na jakikolwiek wgląd w finanse firmy. W mojej działalności, a jest to działalność sceniczna, kierowałem się kiedyś zasadą, że pozyskane pieniądze za występ, po odliczeniu kosztów, były dzielone na równe kupki dla wykonawców i dla mnie – szefa, bo też byłem wykonawcą na tych samych prawach (grałem jakąś rolę w spektaklu). Skończyło się to tym, że ludzie uciekli i obsmarowali mnie jako oszusta na różnych forach internetowych. Bo dla nich było NIEPOJĘTE, że szef może zarabiać tyle, co oni. To uznali za ściemę, przekręt. Bo ich zdaniem szef powinien zarabiać dużo mniej. Przecież to oni byli wykonawcami, a szef żerował na ich pracy.

    • jola 9 czerwca 2013 w 07:31 - Odpowiedz

      Wojtku, mam pytanie. Czy jesteś szefem zatrudniającym ludzi od co najmniej 2 lat, czy tylko teoretyzujesz? Ja miałam podobne poglądy do Twoich przez dwa lata zatrudniania swojego pierwszego pracownika, którego traktowałam niemal jak członka rodziny. Zapłaciłam za to ogromną cenę (emocjonalnie), bo pracownik (notabene b. dobry), wykorzystał to potem przeciwko mnie. Skończyło się na tym, że musiałam szukać pomocy prawnika i generalnie są to dla mnie koszmarne wspomnienia. W tej chwili, kolejnych pracowników nie jestem w stanie traktować już tak samo. Dlatego jestem ciekawa, czy Twoje poglądy są poparte doświadczeniem?

  4. G-ela 6 czerwca 2013 w 15:30 - Odpowiedz

    Dziekuję za ten artykuł, to cenne móc uczyc sie na czyimś doświadczeniu.Uwazam ,że szczerość pomaga w rozwiązywaniu problemów.Zrobiłabym podobnie gdyby zdarzyły mi sie kłopoty z klientami,ale puki co nie mam takiego problemu,a swoje problemy z pracodawcą rozwiązuje na zasadzie szczerej rozmowy i negocjacji.

  5. Paweł Stachyra 6 czerwca 2013 w 11:12 - Odpowiedz

    P.S. Piotrze, tak teraz sobie pomyślałem, że wiesz co chciałbym znaleźć na Twoim blogu: coś o autorytetach w swojej branży, mentorach, gdzie i jak ich szukać, coś o Twoich mentorach. Jednak w ujęciu praktycznym, ani wpis typu “Dlaczego warto mieć mentora?”.:-)

    Pytam, bo chcę rozwijać swój e-biznes, mam kilka pomysłów-dziedzin, jednak nie wiem w którą wejść i jak zbadać rynek, znaleźć tzw. “palącą potrzebę” (np. narzędzia google, może jakieś inne).

    Pozdrawiam

    • Piotr Michalak 6 czerwca 2013 w 15:56 - Odpowiedz

      Problem w tym, że znalezienie mentora to jest wyższa sztuka, a nie rzemiosło, i nie wiem czy jest na to dobry “proces”. Pomyślę 🙂 W sumie część innych rzeczy, których uczę, to też sztuka…

  6. Barbara 6 czerwca 2013 w 09:15 - Odpowiedz

    Joanna Chmielewska powiedziała: “Człowiek powinien się uczyć na cudzych błędach, bo sam wszystkich popełnić nie zdoła” i to chyba trafnie oddaje wartość Twojego artykułu. Dla wszystkich – szczególnie tych rozpoczynających działalność. I cenię trafność Twoich wniosków. Najistotniejsze:
    – nie spoufalać się z pracownikami – to nie jest wywyższanie się, ale ustawienie właściwych relacji. Kultura bycia i wymagania nie stoją w sprzeczności. I nie musi się tu mówić o szacunku ( na co niektórzy dostają wysypki) ale o wzajemnym wywiązywaniu się z umowy. Dlatego pewien nadzór jest niezbędny, chociaż przecież nie da się kontrolować wszystkiego. Ale pańskie oko konia tuczy.
    – umowy sprawdzane przez prawników przed podpisaniem – to jedna z form asekuracji, chociaż jak już ktoś napisał wcześniej – nie zawsze zabezpieczą nas przed każdym ryzykiem. Wiem, bo sama jestem prawnikiem.
    – rezerwa czasowa przy określaniu terminu wykonania umowy – szczególnie w sferze informatyki jest niezbędna, bo nie wiedzieć czemu nie spotkałam jeszcze informatyka, z którym nie trzeba było negocjować dodatkowych terminów. Teraz kiedy sama się też trochę tym zajmuję – dalej nie mogę rozgryźć powodu “czasożerności” tych zajęć. A przecież komputery miały nam dać więcej czasu 🙂
    – każdy wierzy w co wierzy i to jest dobre. Ale jednak najważniejsze jest zaufanie do siebie – wiara, że przy boskiej pomocy lub nie damy sobie radę. Doświadczenie przecież każdego uczy, że skoro dożył iluś tam lat to zawsze jakoś wydobywał się z opresji. Nawet tylko tych szkolnych.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze artykuły z tej serii.

  7. Janusz 6 czerwca 2013 w 08:07 - Odpowiedz

    Biznes mierzony jest prędkością ponoszenia porażek

  8. Ryszard 6 czerwca 2013 w 07:42 - Odpowiedz

    Mam 39 lat a swój biznes prowadzę od 25. Tak od 25 lat prowadzę swoją firmę i ucząc się przeważnie na błędach innych (dziękuję Piotr za to świadectwo) mogę w 100% potwierdzić,że to jest sytuacja wielu przedsiębiorców,szczególnie na początku.

    Moje podejście do pracowników,współpracowników i kontrahentów prawie od początku było takie jak wnioski Piotra, ale bez wsparcia duchowego.Przez moje ręce przewinęło się przez ten czas około 2000 pracowników, teraz zatrudniam ok. 60. Przez cały ten czas dawałem sobie sam z tym radę ale bez wsparcia najbliższych. Było ciężko. Rodzina tego nie rozumiała a nawet była do mnie nastawiona na “anty” bo przecież moje podejście nie jest ludzkie.

    Obecnie mam wsparcie duchowe, rodzina powoli zaczyna rozumieć mechanizmy rządzące tego typu relacjami i jest coraz lepiej ale nie byłoby tego bez mojego ciągłego “edukowania” najbliższych i wręcz epatowania przykładami. Powoli przyznają mi rację,że tak właśnie trzeba. Niestety, minęły lata zanim Oni zrozumieli.

    • Piotr Michalak 6 czerwca 2013 w 10:01 - Odpowiedz

      Dzięki za to cenne, trudne świadectwo. U mnie całe szczęście spotykam się w otoczeniu ze zrozumieniem: żona mnie wspiera i rozumie nasz biznes, a mama do dziś zatrudnia i zwalnia pracowników. Przyjaciół natomiast mam samych przedsiębiorczych 🙂

  9. oldcowboy 6 czerwca 2013 w 06:06 - Odpowiedz

    Przeczytałem te wszystkie wypowiedzi i widzę jedno: większość, ogromna większość pochodzi od tych, którzy bezmyślnie zaufali “instrukcjom” z książek motywacyjnych typu YOU CAN DO IT. Ksiązki te mają bardzo silne oddziaływanie na psychikę, niestety sprowadzające się do tego, że człowiek nabiera przekonania po lekturze kilku zdań, że MUSI tę książkę kupić. Potem czyta w niej o sukcesach znanych i nieznanych ludzi, często o sukcesach wymyślonych przez autora takiej lektury. I zaczyna widzieć siebie w roli milionera. A to znakomicie osłabia czujność. Tak jak w hazardzie. Kiedy dostajesz w miarę dobre karty, zapominasz, że ktoś może dostać lepsze i ten ktoś będzie robił wszystko, abyś się tego nie domyślił. Tak więc gdy ktoś podczas zawierania umowy przysięga, że będzie ona dla ciebie niezwykle korzystna, pamiętaj, że ona ZAWSZE będzie bardziej korzystna dla tego, kto cie do jej podpisania namawia!!!

  10. Krzy... 5 czerwca 2013 w 23:20 - Odpowiedz

    Super sprawa z opisywaniem porażek, o sukcesie łatwo się pisze gorzej jest z przyznaniem się do porażek, ale Tobie Piotrze jak zresztą chyba wszystko udaje się to robić idealnie 🙂 Gratuluję odwagi nie każdy ma w sobie taką siłę i odwagę aby publicznie przyznać się do swoich błędów czy potknięć w drodze na szczyt. Super że są tacy odważni i pełni zapału ludzie jak Ty, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy serii porażek i tego jak wyjść z nich obroną rękę i uniesionym czołem 🙂

  11. R0MANS 5 czerwca 2013 w 22:50 - Odpowiedz

    Piotr
    porażką byłoby, gdybyś nie analizował tego co się dzieje i nie wyciągał wniosków.
    Ja oceniam to o czym mówisz, jako bardzo budujący opis budowania sukcesu w oparciu o analizę działań nie przynoszących oczekiwanego efektu 🙂
    pozdrawiam
    RomanS

  12. Robert71 5 czerwca 2013 w 21:27 - Odpowiedz

    Bardzo ciekawy artykuł, kontynuuj proszę ten cykl.

    Pozdrawiam.

  13. Renata 5 czerwca 2013 w 21:15 - Odpowiedz

    Bardzo ciekawy artykuł, czekam na więcej. Interesują mnie zwłaszcza relacje rodzinne w biznesie i sposoby rozwiązywania konfliktów w relacji np. mąż-żona, praca-dom.
    Pracuję w branży turystycznej i mimo dobrych ( moim zdaniem ) umów, zdarzają nam się sytuacje kiedy po wywiązaniu się z usługi i przy rozliczeniu klient pyta o “rabacik”. A na moje, że o rabatach rozmawialiśmy podczas podpisywania umowy próbuje w ten deseń: ale wie pani, rosół był zimny a schabowy za mały. To przykład oczywiście niemniej jednak dobrze oddaje rzeczywistość. Sprawdzam zmywak,talerze wracają puste a klient twierdzi, że mu nie smakowało. Przyznam, że wtedy nie wiem co robić. Czekam na kurs asertywności.

    • Piotr Michalak 5 czerwca 2013 w 22:21 - Odpowiedz

      Sądzę, że odmawiać. Znać swoją wartość. Powiedzieć np. “Panie Maćku, umawialiśmy się na 2000 zł. Proszę o dotrzymanie umowy, tak jak i my jej dotrzymaliśmy wywiązując się z zadania.”

      A ludzie o rabaty pytają, bo inni ludzie ich dają 🙂 To takie proste.

  14. Sebastian 5 czerwca 2013 w 21:05 - Odpowiedz

    Witaj Piotrze
    Wspomniałeś o treningu asertywności.
    Jakie książki uważasz za godne polecenia?
    Pozdrawiam

    • Piotr Michalak 5 czerwca 2013 w 22:20 - Odpowiedz

      Ja niestety tu ponownie jestem negatywnym przykładem, który asertywności nauczył się na kosztownych błędach przez kilka lat, zamiast na treningu w 2 dni. Wyszłoby taniej…

  15. sagan 5 czerwca 2013 w 20:27 - Odpowiedz

    To co daje mi najwięcej z doswiadczeń innych ludzi to błędy. Na błędach innych uczę sie więcej niż na sukcesach. wielkie dzieki

  16. marian 5 czerwca 2013 w 20:24 - Odpowiedz

    Kazał pan zrobił sam. Cudze rączki lekkie ale nie poręczne. “Z pracy rąk swoich będziesz pożywał szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie, małżonka twoja jak płodny szczep winny w zaciszu twojego domu, synowie twoi jak oliwne gałązki dokoła twojego stołu”.Pytanie:po co się za to brałeś skoro nie umiałeś tego robić?

  17. Michal 5 czerwca 2013 w 19:34 - Odpowiedz

    Piotrze, gratuluję odwagi i dzięki za ten artykuł.

    Skoro mamy sie uczyć, to sie uczmy ponieważ wg mnie pominąłeś 2 kwestie:
    1) Jak to się stało, ze Twoj programista tak po prostu zniknął tuż przed oddaniem projektu? Czyżby nie był zatrudniony na umowę o pracę, z przykładowo miesięcznym wypowiedzeniem? Nieładnie i bardzo ryzykownie, szczególnie jeśli miałeś tylko jednego programistę. Oczywiście rozumiem, że są sytuacje kiedy umowa o pracę jest niemożliwa lub współpracujesz na zasadzie zlecenie/dzieło/faktura za projekt, jednak z artykułu wywnioskowałem, że pracował u Ciebie na stałe.

    2) Programista, który “wydawał się odpowiedzialny. Lubiłem go” odszedł nagle ponieważ miał swój powód. Zastanawiam się, czy kondycji, nazwijmy to psychicznej, nie można monitorować u pracowników. Uważam, że powinno się to robić i nawet jeśli nie jesteśmy w stanie wyciągnąć od nich jak naprawdę czują się w pracy, to trzeba próbować. Takie decyzje jak ta Kamila nie pojawiają się z dnia na dzień. Musiało mu coś nie grać już od jakiegoś czasu. Oczywiście tutaj potrzebna jest mądrość i nie mam na to recepty, może ktoś podzieli się swoim doświadczeniem, ale myślę, że wiele mogą załatwić szczere rozmowy z pracownikiem “jak się czujesz, czego ci brakuje, jak byś to widział” i nie trzeba przy tym stawać się przesadnie ciepłym i “zaprzyjaźniającym”. Pracownik, który czuje, że ma wpływ na swoją pracę, że liczysz się z jego zdaniem, jest bardziej zaangażowany. Może to moje pobożne życzenia bo w większości widzę ludzi, którzy wcale nie chcą “być odpowiedzialni”. Niestety. Ale próbować warto.

    Skomentuję jeszcze kwestię życzliwość, a kontrola.
    Może znacie historię (nie pamiętam dokładnie) o łagodnym prezydencie, którego wszyscy lubili i surowym premierze, którego wszyscy się słuchali. Tuż przed wyborami prezydent postanowił podbudować swój autorytet i umówił się z premierem, że on prezydent z łagodnego stanie się bardziej surowy, a premier złagodnieje. Efekt był taki, że premier został prezydentem, a prezydent został w ogóle odrzucony przez ludzi.
    I tak to działa. Jeśli od początku jest się wymagającym i jasno ustala reguły to każdy sporadyczny przejaw życzliwości budzi sympatię i działa na twoja korzyść. Natomiast jeśli jest się “kumplem” i nagle zaczyna się kontrolować to inni odbierają to za atak, niesprawiedliwość i czepialstwo. Przykładów z życia mam mnóstwo, przypomnijcie sobie nauczycieli ze szkoły 🙂

    • Piotr Michalak 5 czerwca 2013 w 22:26 - Odpowiedz

      Słuszny wniosek. Zadowolenie i stan ducha pracowników należy sprawdzać. Czasem samo “zabranie się” za to pokazuje, że może być faktycznie źle. Jeśli sami czujemy, że nie ma ich o co pytać, bo pewnie zachwyceni nie są… To może być świetne narzędzie – wewnętrzny barometr – tego na ile dobrymi jesteśmy liderami.

      Ów programista jak pisałem męczył się, że jest sam, przez co się nie rozwija. Wiedziałem o tym. Nic z tym nie mogłem zrobić. Zawsze jednak przychodzi ten moment – znalazł sobie lepszą robotę.

      Genialny przykład z prezydentem 🙂

  18. Aga 5 czerwca 2013 w 18:45 - Odpowiedz

    Piotrze, dzięki za ten artykuł – czekam na kolejne.
    Super, że są też obszerne komentarze – świadectwa trudu i zmagań.
    Dla początkujących są to bardzo przydatne treści.
    Pozdrawiam!

  19. Ewelina 5 czerwca 2013 w 14:56 - Odpowiedz

    Ciekawy artykuł. Podoba mi się podejście do porażki jako do doświadczenia na przyszłość, a nie powodu do depresji. Faktycznie dobrze pokładać nadzieje przede wszystkim w Bogu, bo nawet z rodziną nieraz dobrze się wychodzi tylko na zdjęciach. A najlepsza koleżanka to nieraz najlepsza męża kochanka i takie sytuacje zdarzały mi się wśród znajomych. Trzeba mieć swój kodeks honorowy, ale też nie można dać wejść sobie na głowę. Liczyć trzeba przede wszystkim na siebie, owszem szanując innych ale też wymagając. Nikt nie pracuje dla nas za darmo, a jeżeli uda nam się wzbogacić to też możemy pomóc nie tylko sobie ale i innym 🙂

    • Celina 5 czerwca 2013 w 19:08 - Odpowiedz

      Ja bardzo uwaznie przeczytalam ten artykul i uwazam ze bardzo ciekawie opisales porazki bo sa to wazne drobne sprawy ktore wiele osob popelnia,
      o sukcesie sie fajnie mowi i gladko ,ale trzeba miec odwage mowic o porazkach bo to jest czesc sukcesu dziekuje i pozdrawiam

      • Tomasz 2 września 2013 w 11:48 - Odpowiedz

        Podczas pracy nad różnego rodzaju projektami należy pamiętać że nie mam możliwości wszystkiego przewidzieć. Niekiedy popełniana błędy uczą nas lepszej koordynacji. Każdego rodzaju praca ma swoje dobre i złe strony, należy pamiętać by z każdej porażki wyciągać wnioski by dany projekt się rozwijał. Najważniejsza rzecz to wiedzieć iż nie tylko ty popełniasz błędy.

  20. Jed 5 czerwca 2013 w 14:47 - Odpowiedz

    Chetniej sie slucha o wpadkach niz o sukcesach przedsiebiorcow bo mozna sie wiecej nauczyc. A malo ludzi ma na tyle pokory zeby je obiektywnie przedstawic. Fajna przestroga. A polecic mlodym moge ksiazke Rework napisana przez ludzi z 37signals. Uczy jak podchodzic asertywnie do Klienta, dlaczego nie zatrudniac znajomych i rodziny – a to najczestsze bledy na poczatku.

    Inicjatywna takich wpisow bdb pozdrawiam

  21. Justyna 5 czerwca 2013 w 13:59 - Odpowiedz

    Tak bardzo życiowa tematyka, czekam na dalsze posty

  22. Jacek 5 czerwca 2013 w 13:11 - Odpowiedz

    Rewelacyjny artykuł! Z niecierpliwością czekam na kolejne.

    Sam zajmując się stronami internetowymi (między innymi) korzystam z rad znajomych z doświadczeniem:

    Cena – staraj się wkalkulować (finansowo i czasowo) to, że coś może pójść “nie tak”, Klienta nie będzie to interesowało, jeśli był ustalony termin.

    Rekrutacja – sposób znajomego zza oceanu. Zawsze rekrutując współpracowników zostawiał na środku pomieszczenia długopis (tak, żeby nie można go było przeoczyć). Jeśli kandydat go nie podniósł od razu kończył rozmowę. Argumentacja – jeżeli ktoś nie potrafi dostrzec tak oczywistej potrzeby i odpowiedzieć na nią nie będzie widział żadnej innej.

  23. Sławomir 5 czerwca 2013 w 12:11 - Odpowiedz

    Witam
    Przeczytałe Twój artykół . Porażki i problemy to jest element dziłalności i zwasze mozę wystapić , a zwłaszcza gdy się zatrudnia ludzi . Wiem bo miałem ich kilka. Nawet sprawy konczyły się w Sądzie ale wygrywałem te sprawy , gdzie chciano astronomiczne kary za nierobienie czegoś. Podstawą są dokumenty a zwłaszcza umowy . Dzisiejszy rynek zleceniodawców wygenerował bardzo trudne jednostronne umowy gdzie Zleceiodawca wszystko może a Wykonawca nic nie ma do powiedzenia. Spotkałem się z bardzo głęboką ingerencją w proces tworzenia do tego stopnia że gdybym to zrobił to dostarczyłbym bardzo drogi złom . Współczuję Ci kłopotów ale zawsze trzeba patrzyć jakie konsekwencje będą gdy coś źle zrobie . Zawsze warto wtedy udać się do prawnika i zapłacić mu za poradę jak się zabezpieczyć .Jest wiele sposobów również w umowach jednostronnych gdzie czytajac ją już powino się ją wrzucić do kosza a nie podpisywać. Po drugie lepiej podpisać z firmą umowę nawet droższą niż zatrudniać pracowników do wykonania jakiejś pracy. Znam to z własnego doswiadczenia. Kiedyś zatrudniałem około 100 osób ,prowadziłem dużo budów i w zasadzie wyjeżdżałe w poniedziałem a wracałem w sobotę na wieczór .Niedziela była przenaczona na prace biurowe i przygotowanie do delegacji. Teraz podpisałem kilka umów z firmami i jestem ich przedstawicielem . Nie martwię się o to czy ktoś zrobi czy nie bo zawsze moge przenieść konsekwencje na druga stronę czyli na mojego powykonawcę. Nie zatrudniam nikogo wszystko zlecam i stwierdziłem że może pozornie mniej zarobię ale mam więcej czasu .A z tym zarabianiem jest tak gdy kończysz jedno zlecenie a drugie jeszcze nie można zacząć to są koszty .Pracownicy kosztują ,ZUS itp. Wtedy pracownicy zjadają wypracowany zysk firmy. Wiem że każdy zatrudniony to problem . Są ludzie super i bardzo dobrzy ale . Mój kolega działajacy w innej branży miał bardzo złe doswiadczenie z bardzo dobrymi pracownikami . Przynosili mu duży zysk nie było żadnych problemów zarabiali dobrze bo byli na duzej prowizji . Do czasu gdy wpadł im pomysł aby smaodzielnie wykonywać to co teraz robili . Złożyli konkurencyjną firmę na bazie firmy mojego kolegi ,Narobili długów efekt obie firmy padły , a kloega musi spłacać nie swoje długi .Prawo w naszym kraju teoretycznie pozwala na odpowiedzialnośc pracownika z skutki jego złego dziłania .Ale to tylko teoria. Z własnego doświadczenia wiem ,że gdy został złapany pracownik na kradzieży oraz zanajdujac w jego domu ukradzione rzeczy ,pomimo wyroku skazujacego nic mi się nie udało odzyskać wszystko działajać w świetle naszego prawa. Dlatego gdy podpisujemy jaką kolwiek umowę warto skorzystać z porad dobrego prawnika lub osób z dużym doświadczeniem , a jak zawierać umowe z pracownikiem to o dzieło tak aby zapłacić po uzyskaniu pracy i to dobrze zrobionej .Pozdrawiam

  24. Franek 5 czerwca 2013 w 12:09 - Odpowiedz

    “Ewentualnie negocjowałbym zachowanie wynagrodzenia za zakończone elementy dzieła,…”

    Czesto przychodza do nas klienci, ktorzy zlecili wykonanie serwisu jakims “magikom”, ktorzy nie potrafili sie wywiazac z zadania i oczekuja od nas ze zrobimy im to za pol darmo, bo oni juz raz zaplacili (tak jakby to juz nam zaplacili).

    W praktyce poprawienie po kims zajmuje znacznie wiecej czasu niz zrobienie od nowa.
    Wiec takim klientom daje do wyboru 100% ceny za zrobienie projektu od nowa,
    lub 120%-150% za “konczenie” pracy po kims innym.
    Jesli jakis programista poprawial kod po jakims magiku to wie co mam na mysli.

    Oczywiscie profesjonalna firma potrafi zrobic czysty kod, dobrze zdokumentowac prace i zrobic komentarze w kodzie, ale taka firma zazwyczaj jest w stanie obsluzyc klienta do konca.

    Takze jesli firma podjela sie jakiegos projektu, ktorego nie potrafila dokonczyc to uwazam ze powinna oddac calosc jaka zostala do tej pory przedplacona. Nie mowie tu o projektach niedokonczonych z winy klienta.

    2]
    Jestem ateista i nie mam nic do osob wierzacych.
    Ale denerwuja mnie osoby, ktore na pokaz udaja bardzo religijnych tak jak to mozn a u Ciebie zauwazyc. Oczywiscie chodzi mi o ten brak spojnosci. Tu taki religijny, ale z klientem nie szczery, byleby ciagnac dalej kontrakt.
    Nie zebym byl upierdliwy, ale chcialbym zebys wiedzial jak to wyglada z drugiej strony i to moze tez blad wizerunkowy nad ktorym trzeba popracowac.

    • Piotr Michalak 5 czerwca 2013 w 12:20 - Odpowiedz

      1. Tu dodam, jak napisałem w przykładzie, że rozliczyłbym np. wykonane w całości logo albo projekt graficzny, który klient mógłby dalej bez problemu wykorzystywać. Nie miałem na myśli rozgrzebanego kodu 🙂

      2. Tu dodam, że błędnie zinterpretowałeś moje słowa: ja nie udaję nikogo, tym bardziej osoby bardzo religijnej, tylko po prostu jestem prawdziwie wierzący, bo w swoim doświadczeniu poznałem żywego Boga. Toteż mówię co myślę.

      Poza tym osoby religijne niekoniecznie automatycznie są od razu chodzącą doskonałością, czego nie wiem dlaczego ateiści od nich wymagają?:) Osoba wierząca dopiero DĄŻY do doskonałości, i to dąży zwykle całe życie.

      A za czasów tamtego klienta po pierwsze byłem niewierzący, a po drugie nie wiem dlaczego wyciągnąłeś wniosek, że byłem nieszczery – tego nie napisałem. Po prostu niepotrzebnie ciągnąłem sprawę do końca.

      • Jarek 5 czerwca 2013 w 13:13 - Odpowiedz

        Czyli w pewnym momencie nastąpił punkt zwrotny – zacząłeś się nawracać, tak jak ja w 2008 !!!! Fajnie, że są tacy ludzie. Nie będę marnował Twojego czasu, ale pewnie też czasem spoglądasz w “tamto swoje życie” i dziękujesz Bogu, że Cię stamtąd wyrwał. Jezu dzięki, że mnie też wyrwałeś !! A myślisz może jak wyciągnąć innych ? Jak zawrócić Jezusem w głowie młodych ludzi ?

      • bogdan 5 czerwca 2013 w 13:17 - Odpowiedz

        witaj piotrze i wszyscy którzy to co tu napiszę przeczytają.
        spróbuję możliwie krótko i treściwie.
        tak się składa że sam jestem prawnikiem.
        wkurzają mie ludzie którzy najpierw zawierają transakcję np. kupują na raty mieszkanie za powiedzmy 200000 pln a żal im 500 pln na prawnika.
        wynik tego jest często taki że albo się z tym nieda zrobić nic albo niewiele i to ze znakiem zapytania.
        problem jest taki że tacy kontrachęci poto zatrudniają prawników aby ci pisali takie koszmary które niestety potem przekładają się na fakty.
        prawnicy niestety nie należą do kandydatów do kanonizacji.
        nie wiem ja jakoś niemogę i jak widzę faceta czy jakąś oną które zamiast zrobić za jednym zamachem co się da rozwlekają sprawę w nieskończoność to mi się coś w środku robi.
        trudno ja tak nie potrafię i tu wracamy sobie do pańskiej interpretacji wiary.
        ja panie piotrze to bardzo szanuję ale myśłę że musimy po prostu być uczciwi.
        wiara to radzaj moralności a tę by osiągnąć można albo wierzyć w boga albo oprzeć to o pojęcie etyki.
        to drugie jest po prostu trudniejsze gdyż wymaga głębokiej wrażliwości i autoanalizy świata.
        bardzo rzadko coś jest albo białe albo czarne, zwykle jest szare i to my musimy wybierać.
        dlatego ludziom wierzącym przynajmniej z pozoru jest łatwiej.
        ale zostawmy to gdyż są to sprawy raczej trudne.
        pozwolę sobie wszystkim czytelnikom dać jedną radę.
        jeśli umowa opiewa na stosunkowo prostą rzecz a umowa jest gruba to jest tym samym automatycznie podejżana.
        ja wiem jedno umowa powinna być napisana w sposób możliwie prosty, przejrzysty i zawierać minimum słów i maksimum treści.
        staram się aby to co pisuję ludziom było właśnie takie.
        załączam serdeczne pozdrowienia.

        • oldcowboy 6 czerwca 2013 w 05:59 - Odpowiedz

          Chyba nie jesteś prawnikiem. Nie wiesz, co to ortografia, więc masz znacznie niższe wykształcenie, niż miewają prawnicy. Powiedzmy – na poziomie zasadniczej szkoły zawodowej. Wybacz szczerość, ale ktoś powinien w końcu to powiedzieć, ku przestrodze tych, co uwierzą w twoje “prawnicze” talenty. Z taką znajomością ortografii nie przebrnąłbyś przez pierwszy semestr studiów nawet na bardzo nierenomowanej uczelni.

          • Piotr Michalak 6 czerwca 2013 w 09:58

            Ostrożnie wygłaszałbym takie wypowiedzi, prawnik też jest człowiekiem i kiedy nie musi pisać pism do sądu, lecz komentarze na blogu, to może sobie wrzucić inne standardy.

          • oldcowboy 6 czerwca 2013 w 11:03

            Szacunek dla ogólnie przyjętych norm i standardów jest okazywaniem szacunku dla tych, którzy te normy stosują w życiu. Ortografia jest jedną z takich norm, podobną do nakazu jazdy prawą stroną drogi. Gdy ktoś nie stosuje się do zasad poprawnej pisowni, okazuje lekceważenie i nawet – pogardę dla swoich czytelników. Nie lubię, aby mną gardził każdy, kto ma na to ochotę. Wybrałem w komentarzu wersję łagodniejszą – nieuk nie musi znać norm, więc można mu wybaczyć. Człowiekowi wykształconemu – NIGDY. Bo gardzenie innymi jest jednym z przejawów zwyczajnego chamstwa.

          • bogdan 6 czerwca 2013 w 12:37

            witam szanownego kolegę. Biję się w piersi,niechlujstwa nie powinno się uprawiać w internecie. Słusznie mi się dostało. Serdecznie pozdrawiam.

        • Franek 10 czerwca 2013 w 22:36 - Odpowiedz

          1]
          500 pln na prawnika przy transakcji za 200k byloby OK, gdyby wszyscy prawnicy byli rzetelni.
          A co robi wiekszosc prawnikow?
          Albo kopiuje wzory umow z internetu, albo kaze je napisac jakiemus praktykantowi…

          2]
          prawnicy od klienta wziac 500 pln to OK, ale zaplacic 500 pln firme marketingowej za to jak pozyskiwac klientow to juz za drogo

          • oldcowboy 11 czerwca 2013 w 09:58

            Ja chcę płacić dużo więcej za pozyskanie klienta i nie mam chętnych. Tzn. są, ale chcą nawet do 50% (!!!) od wartości transakcji. Debilizm tych ludzi przeraża. Połowę ceny produktu dla marketingu. Tyle to nawet Amway nie obiecuje.

      • Franek 5 czerwca 2013 w 14:55 - Odpowiedz

        wyciągnąłeś taki wniosek z tego:
        “Zamiast przyznać się przed klientem do błędu, świeciłem oczami, że już kończymy. “

  25. Eliza 5 czerwca 2013 w 11:05 - Odpowiedz

    Jestem początkującym przedsiębiorcą, ale już zdążyłam popełnić sporo błędów w różnych aspektach działalności. Nauczyłam się, że:
    1) Najpierw trzeba podpisać umowę, a dopiero potem przystępować do pracy (o ile chce się otrzymać wynagrodzenie – oczywiście :);

    2) Trzeba ustalić termin, w którym jest możliwość “wyrobienia się” + jeszcze trochę czasu na niespodzianki;

    3) Dobrze trzeba się zastanowić zanim poda się cenę (moim problemem jest strach, że jeśli cena będzie zbyt wysoka, nikt nie skorzysta z mojej oferty – jest to, między innymi, efekt mojego niskiego poczucia własnej wartości.
    Jako ciekawostkę podam tu, że ostatnio spotkało mnie zaskoczenie, że …klientka zrezygnowała “w przedbiegach” z mojej oferty, bo cena była zbyt niska, co spowodowało brak zaufania do jakości moich usług!
    Więc taryfa musi być bardzo dobrze przemyślana;

    4) Poczucie własnej wartości (oczywiście nie subiektywne i bezpodstawne tylko poparte jakością świadczonych usług) to rzecz bardzo ważna. Jeśli tego brakuje, trzeba nadrobić dobrą miną, chociaż jest to trudne zwłaszcza w kontaktach z klientami o silnej osobowości i “roszczeniowej” postawie…

  26. Artur 5 czerwca 2013 w 10:48 - Odpowiedz

    Myślę, że to świetny pomysł, aby pisać artykuły o porażkach i konfliktach międzyludzkich. Prowadziłem kiedyś spółkę cywilną z “przyjacielem”. Znaliśmy się jeszcze ze szkoły. Były plany, marzenia i ogromny zapał do pracy. Dopóki było wszystko dobrze to dogadywaliśmy się świetnie, ale jak przyszedł trudny okres dla firmy to wtedy zaczęły się schody. Nasze relacje zmieniły się o 180 stopni. Okazało się, że mamy całkiem odmienne podejście do prowadzenia biznesu. Po wielu perturbacjach musieliśmy zamknąć działalność z długami, które spłacaliśmy prawie 10 lat ! Po rozpadzie spółki na kilka lat straciłem przyjaciela. Ale nasze relacje udało się niedawno odbudować. Teraz całkiem inaczej na to wszystko patrzymy i fajnie to wspominamy. Myślę, że to nas wzmocniło. Dla mnie osobiście to bezcenne doświadczenia.
    Uważam, że koniecznie należy o tym dużo pisać. Ja osobiście jestem ciekaw, jak rekrutowałeś Piotrze pierwszych pracowników. Na co zwracałeś uwagę itd.
    Dzięki za cenny artykuł, czekam na więcej.
    Pozdrawiam
    Artur

  27. Paweł Stachyra 5 czerwca 2013 w 10:32 - Odpowiedz

    Doskonale Cię rozumiem. Dobrze jest wyciągać błędy z poniesionych porażek. Nie wiem co bym zrobił, ale starałbym się wyciągnąć wnioski tak jak Ty to zrobiłeś.

    Tak, podoba mi się pomysł na serię artykułów o porażkach. Kontynuuj, śmiało. Jeśli o mnie chodzi, to im historie będą bliżej Twoich początków (tzn. jak zaczynałeś w e-biznesie, byłeś małym przedsiębiorcą), tym lepiej dla mnie. 🙂

    Pozdrawiam

  28. organizacja pracy 5 czerwca 2013 w 10:12 - Odpowiedz

    Na porażkach się uczymy. Spodobało mi się, że tak otwarcie przedstawiasz Piotrze sprawę relacji przedsiębiorca – pracownik i klient. Prawdą jest, że to my przedsiębiorcy odpowiadamy za to co dzieje się w naszych firmach. Jak zatrudniamy specjalistę, który nie pasuje do “naszej kultury organizacyjnej” to pakujemy się w kłopoty. Bo ten człowiek nawet jak jest dobry to “nasza kultura organizacyjna” udowodni mu, że się nie nadaje do pracy.

    Bardzo podobnie jest z klientami. Jeżeli zawrzemy umowę z klientem nie zostawiając furtki do jej rozwiązania, to bierzemy na siebie odpowiedzialność za wszystkie błędy związane z realizacją tej umowy. Nawet te (jak słusznie zauważyłeś) leżące po stronie klienta. Nie mamy wpływu na postępowanie naszych zleceniodawców i warto o tym pamiętać, bo inaczej “intratny” kontrakt kończy się stratą zamiast spodziewanym zyskiem.

    Co do delegowania i sprawdzania wykonania pracy to uważam, że w małych firmach jest to jeden z większych problemów. Jest bo przedsiębiorcy wciąż nie doceniają roli organizacji pracy i podstawowych funkcji kierowniczych planowania, organizowania, zlecania i kontrolowania pracy. Z moich obserwacji wynika, że przeważnie kończy się na przekazaniu pracy do realizacji i oczekiwaniu, że “wszystko zostanie zrobione na czas”.

  29. jola 5 czerwca 2013 w 09:53 - Odpowiedz

    “Poza tym nigdy nie traktuj relacji biznesowych (pracowniczych, zawodowych) zbyt blisko i ciepło. ”
    Taaa… Ja też tę lekcję przerobiłam i myślę, że była to jedna z boleśniejszych lekcji w moim życiu. To jest chyba błąd, który popełnia wielu przedsiębiorców zatrudniających swoich pierwszych pracowników.

    Myślę, że w poradnikach biznesowych stanowczo za mało mówi się początkującym przedsiębiorcom o tym właśnie aspekcie zarządzania .

  30. Joanna 5 czerwca 2013 w 09:46 - Odpowiedz

    Przerobiliśmy podobny temat i kosztowało nas to 2 miesiące pracy za darmo, a klient wycofał się z umowy nie płacąc – konsultacja z prawnikiem w tej kwestii wykazała, że gdyby zamienić kolejność dwóch sformułowań w JEDNYM zdaniu, to moglibyśmy walczyć o zapłacenie tego co było zrobione, a tak, to nie mamy szans….

    Piotrze kontynuuj ten cykl – choć tak niewielu z nas potrafi się uczyć na cudzych błędach, to może jednak czasami się uda 🙂

  31. Bartek 5 czerwca 2013 w 09:44 - Odpowiedz

    Ciekawe jest to, że niezależnie od miejsca, branży, takie problemy są wszędzie te
    same.
    Ja za swoją dobroć dla pracowników płacę dziś ogromną cenę, zarówno w wymiarze materialnym (sądy) i wymiarze czysto ludzkim.
    Ludzie, których przez lata traktowałem jak królów, są dziś moimi największymi wrogami,
    a wszystko przez to, że zacząłem kontrolować ich pracę.
    Mamy więc w sumie podobne doświadczenia z tą różnicą, że Twoje problemy się już
    skończyły, moje jeszcze nie. Ale z pomocą duchową wszystko się ułoży.
    Zawsze powtarzałem moim pracownikom: nie musimy się kochać, ale musimy się szanować.
    Problem zaczyna się wtedy, gdy ludzie nie myślą swoją głową, tylko słuchają innych.

    pozdrawiam i dziękuję za tę historię

    Bartek

  32. cd 5 czerwca 2013 w 09:42 - Odpowiedz

    Tak, to problem większości z nas. Podam inną ciekawostkę. Firma nasza nie wydala z termnami w usługach. Usługi drobne, ale wymagające poświęcenia i dokładności, branża reklamowa.

    W końcu tragedia, bo mamy dość, gdy dzwoni telefon. Już nie wyrabiamy nerwowo. Każdy wszystko chce na wczoraj. Nawet na popołudniu – to za długi termin.

    Powstaje decyzja – za ekspres zrobić malutką, symboliczną dopłatę 30,00 zł. Co się okazuje? 90% nerwusów – może mieć i za tydzień! Pozostaje tylko słowo na k…..

    Zastanawiam się, ile w małym biznesie jest ludzi poważnych…

    • Piotr Michalak 5 czerwca 2013 w 09:53 - Odpowiedz

      Słuszna uwaga i fajnie że to opisałeś! Ku pokrzepieniu innych osób w podobnej sytuacji. Znam Twój rynek i wiem, że tak jest, trzeba przejąć kontrolę nad swoim czasem i nad sytuacją, a co więcej, klient nawet to doceni 🙂 Tak więc głowa do góry, tu jest świetny przykład (są też inne metody) jak można to łatwo zrobić.

  33. Jan 5 czerwca 2013 w 09:39 - Odpowiedz

    Dziękue za poczuczajace hisatorie, chętnie przeczytam kolejne.

    Piszesz o “największych porażkach”, a dla mnie to błędy z których wyciągasz naukę i podejmujesz nowe decyzje.
    Jeszcze lepiej uczyć się na błędach innych i potem swoich (które i tak będą popełniane jeśli chcesz się rozwijać 😉 wtedy rozwój jest jeszcze szybszy.
    ‘Wyższy punkt odniesienia’ pomaga wyjść poza interes swojego ego, widać dalej i lepiej.To ciekawe jak to robisz w kontekście biznesu.

    pozdrowienia

  34. piotr zielazek-szeski 5 czerwca 2013 w 10:34 - Odpowiedz

    Witaj Piotrze! Tym mnie własnie kiedys przekonałeś. opisem jak wyszedłes kiedys z trudnej sytuacji korzystając z rad mentorów i ekspertów – nie krzywdzac nikogo – nie robiac wojny – jednoczesnie nie dajac sie skrzywdzic.Ja miałem kiedys identyczna sytuację i walczac o swoją firme zrobilem szereg zlych i niesprawiedliwych dzialan ktore zaszkodzily mnie i innym ludziom. a tak naprade ukarani zostali nie ci co byli winni. No niewazne. wole czytac jak wyjsc z kłopotów. jakie sa konkretne rady pomysły, jak uniknac pewnych rzeczy. to jest pouczające. Przeczytałem jak madzrze wybranąles z konfliktowej sytuacj i to mnie ujecło. Dać komus po głowie? – zadna sztuka. tylko to ZAWSZE WRACA. Także oppisy porażek są pouczajace – a opisy sukcesów – inspirujace. A opis przekucia porazki w sukces? Czy to juz było? Pamietaj o mojej propozycji sesji foto!!! czekam!!! pozdr P.

  35. Jadwiga Borkiet 5 czerwca 2013 w 09:25 - Odpowiedz

    Bardzo dobry pomysł z opisywaniem błędów i wyciąganiem wniosków, na błędach można najwięcej się nauczyć, a na cudzych “dużo taniej” niż na własnych.
    Sama przez dłuższy okres zarządzałam grupą ludzi w firmie – wtedy też doszłam do wniosku że nadmierna życzliwość i poufałość często przeszkadza w pracy. W sumie każdego pracownika trzeba dobrze poznać i dostosować styl indywidualnie zarządzania (jednego trzeba kontrolować na bieżąco – a raczej interesować się tym co i jak robi, innemu można powierzyć zadanie i prosić tylko o systematyczne informacje o postępach w realizacji).
    Teraz zarządzam stowarzyszeniem i ciągle od nowa przerabiam lekcje zaangażowania i odpowiedzialności współpracowników, którzy najczęściej pracują nie dla wynagrodzenia, ale po to by mieć szansę się rozwijać w grupie pozytywnie nastawionych ludzi.
    Zapraszam na naszą konferencję do Poznania: http://www.amz.org.pl

  36. Przemek 5 czerwca 2013 w 08:45 - Odpowiedz

    Bardzo ciekawy i pouczający artykuł. Jak najbardziej pisz o tym więcej.

  37. intibiz 5 czerwca 2013 w 08:44 - Odpowiedz

    Każdy musi przejść swoją drogę. Uczenie się na błędach innych jest dużo mniej bolesne niż na swoich, ale mniej skuteczne.
    Zwykle dużo słychać o sukcesach, warto jednak pokazywać, że wokół jest mnóstwo ‘porażek’. I takie historie to pokazują.

    Poza tym może pozwolą nauczyć się, że nie należy bać się porażki. Nie być niemądrym w szacowaniu ryzyka, ale nie bać się, że się nie uda.

  38. Magda 5 czerwca 2013 w 07:56 - Odpowiedz

    Świetny artykuł i jak najbardziej chcę więcej! Uważam, że to bardzo ważne potrafić się przyznać do własnych porażek i jeszcze się nimi dzielić. Jeśli chodzi o to co zrobiłbyś dziś w tej sytuacji – jestem za. Wg mnie budowanie relacji z klientem powinno być oparte na szczerości i transparentności.

  39. Irek Wrobel 5 czerwca 2013 w 07:55 - Odpowiedz

    Ty Piotrze wiesz już co zrobić na przyszłość ponieważ Ciebie osobiście dotknęła taka sytuacja. Osoby, które tego nie przeżyją prawdopodobnie nigdy nie będą wiedzieć jak można uczyć się na cudzych błędach. Taka chyba nasza natura.

    Jakiś czas temu w jeden z moich serwisów zaczął dynamiczny wzrost i jak tylko “wskoczył na bieżnię” został wyłączony :(. Okazało się, że nie przeczytałem dokładnie umowy z usługodawcą hostingowym. Chodziło o przekroczenie jakiego drobnego parametru – zwiększył się wraz z liczbą odwiedzin na witrynie – i usługodawca bez ostrzeżenia odciął witrynę!
    Teraz już wiem dlaczego i po co czytać umowy 🙂 Doświadczyłem tego. Ale czy komuś moje doświadczenie pomoże?

    Wracając do twojego przypadku. Gratuluję uporu i konsekwencji w doprowadzeniu sprawy do końca. To dużo mówi o Tobie i twojej firmie.
    Pozdrawiam 🙂

  40. Marzanna 5 czerwca 2013 w 07:48 - Odpowiedz

    Piotrze,
    ale trafiłeś! Właśnie nie mogę się doczekać na realizację zamówionego sklepu i portalu i powiem uczciwie że nie wiem co robić! Termin wykonawca przekroczył już ponad miesiąc, a ja nie wiem jak mam spowodować zakończenie prac – NIE ZNAM SIĘ NA TYM, tym samym nie wiem też w jaki sposób mam wykonawcę skutecznie kontrolować.Identycznie jak w Twojej historii; wykonawca wydaje się bardzo bardzo miły i kompetentny…

    • Paweł Stachyra 5 czerwca 2013 w 10:38 - Odpowiedz

      Oj, z programistami ja też nie mam dobrych doświadczeń.
      Przy robieniu prostej strony firmowej przewinęło się chyba 3 programistów. Ostatni zrobił zlecenie, ale później był niedostępny pod telefonem, heh.

      Dlatego cieszę się, że nauczyłem się sam robić proste strony w WordPressie. Trochę nauczyłem się też html oraz css. I bardzo fajnie mi z tym, bo czuję, że teraz mogę więcej. 🙂

      Marzanno, a spisywaliście jakąś umowę czy wszystko “na gębę” było?
      Wpłaciłaś jakąś zaliczkę/zadatek?

      • Marzanna 6 czerwca 2013 w 11:13 - Odpowiedz

        Tak jest umowa, ale ma tyle stron, że na prawdę trudno się w niej połapać. Mam nadzieję że jednak wszystko dobrze się skończy.

  41. Grzegorz 5 czerwca 2013 w 07:45 - Odpowiedz

    Piotrze, mi się podoba 🙂
    Zdecydowanie kontynuuj!
    Pozdrawiam,

  42. Katja 5 czerwca 2013 w 07:42 - Odpowiedz

    Jak zwykle to, co piszesz jest bardzo ważne- oczywiście kontynuuj :). Też zaliczyliśmy kilka “wpadek pracowniczych” w firmie. Za każdym razem czegoś się uczyliśmy – i już jest lepiej. Im mniejsza firma – tym bardziej dobranie pasującego nam pracownika ważniejsze – nie tylko jeśli chodzi o kwalifikacje zawodowe, ale właśnie to “coś”, co sprawi, że będziemy w stanie wspólnie razem pracować, przebywać w tym samym pomieszczeniu po kilka godzin dziennie. (właśnie – jeśli patrząc na potencjalnego pracownika czy współpracownika myślimy “już mnie wkurza” – to nic dobrego z tego nie będzie….). Mój znajomy, manager w dużej korporacji często mówi “zaufanie to dobra rzecz, ale kontrola jeszcze lepsza”:) i coś w tym jest… Jeśli chodzi o problemy z realizacją zamówienia – to z doświadczenia wiem już, że faktycznie lepiej jest jak najwcześniej poinformować klienta o tych problemach. Nam “psychicznie” jest łatwiej, klient przygotowany na opóźnienia mniej się stresuje a w mniej napiętej atmosferze czasem udaje się coś mądrego wymyślić i projekt uratować.

  43. Tomek 5 czerwca 2013 w 07:39 - Odpowiedz

    kazdy ma takie chwiel I mysle.ze.warto.o tym mowic
    pozdrawiam Tomek

  44. Rafał 5 czerwca 2013 w 07:23 - Odpowiedz

    Ciekawy artykuł z ciekawym aspektem biznesowym…
    Mnie osobiście nigdy nic takiego się nie zdarzyło (może dlatego, że nikogo nie zatrudniam ;-)).
    Kwestia zaufania partnerowi biznesowemu jak i współpracownikom to chyba podstawa budowania każdego projektu. Sam, póki co, jeszcze cały czas pracuję na etacie, ale spotkałem się z tym, że jak bym czegoś sam nie przypilnował to mogłoby się to skończyć fiaskiem.
    Z drugiej strony, jak pracodawca, albo zwierzchnik nadmiernie kontroluje i co chwilę się wtrąca, to nie pomaga, tylko przeszkadza w realizacji projektu. Czasami takie działanie ociera się o mobbing.

  45. Wojtek 5 czerwca 2013 w 07:20 - Odpowiedz

    Naprawdę dobre, zupełnie jakbym siebie widział.
    Kontynuuj ten cykl, dzięki niemu wielu z nas zaoszczędzi sobie dużo stresu.
    Pozdrawiam!

  46. oldcowboy 5 czerwca 2013 w 07:10 - Odpowiedz

    Każdy bez wyjątku projekt, nawet ten najlepszy, może być zniszczony przez osoby z tobą współpracujące. Co ciekawe. wiele z nich nie robi tego celowo, lecz ze zwykłej głupoty. Np. przygotowujesz coś, z czym chcesz wyjść na rynek. W moim przypadku koncert lub spektakl teatralny albo skecz kabaretowy. Pracujesz nad tym z ludźmi na próbach tygodniami, a gdy już jesteś o pół kroku od podpisania kontraktów na występ, to nagle okazuje się, że nie masz z kim wystąpić. Ludzie uciekną w ostatniej chwili, zwykle podburzenie przez jakiegoś idiotę o skłonnościach związkowca lub “naprawiacza świata”. Teraz np. jestem o krok od zakończenia prac nad bardzo obfitującym w profity kursem połączonym z warsztatami. Jest to tak atrakcyjny kurs, ze jeszcze nie został oficjalnie otwarty, a już mam zgłoszenia i rezerwacje miejsc. I co się dzieje? Siedmioosobowy dział marketingu, gdzie każdy z jego pracowników mógł zarabiać nawet do 10 000 miesięcznie, zniknął! Rozpłynął się we mgle. Jak widać, ludzie nie lubią dobrze zarabiać. Lubią niszczyć innych i z tym trzeba się liczyć prowadząc jakikolwiek biznes. Podetną gałąź, na której siedzą, by tylko dokuczyć szefowi.

    • Xenon33 5 czerwca 2013 w 09:10 - Odpowiedz

      Porozmawiajmy o tej pracy u Ciebie w marketingu. Nadal szukasz specjalistów?

      • oldcowboy 5 czerwca 2013 w 16:55 - Odpowiedz

        Tak, i to wysokiej klasy, bo i klient bardzo kapryśny i zapatrzony w siebie. Mój numer telefonu 501168051
        mail: teatr.wawra@gmail.com.
        Na razie tylko rynek warszawski i sąsiednie powiaty.

  47. Dorota Sławek 5 czerwca 2013 w 06:08 - Odpowiedz

    Bardzo podoba mi się pomysł na serię artykułów o porażkach, ponieważ łatwiej jest się uczyć na cudzych błędach. Ale czytając ten artykuł przypomniałam sobie podobne sytuacje w naszej firmie. Klient narzucił krótki termin na realizację zadania, umowa była ustna, a okazało się, że jeszcze trzeba to i to dopracować – ciągnęło się niemiłosiernie długo.Skończyło by się podobnie – bez zapłaty, ale udało się uratować sytuację przez szczerą rozmowę z klientem. Dlatego teraz ustalając termin na realizację zlecenia, wiedząc dokładnie ile czasu trwa wykonanie zlecenia, zawsze mnożę czas razy dwa albo trzy, ale pracownikowi daję trochę mniej czasu. Jak skończę wcześniej to klient zadowolony, a jak będzie jakieś spóźnienie to i tak się zmieścimy w terminie.

    I jeszcze jedna uwaga. My przedsiębiorcy nie powinniśmy traktować klientów tylko jak źródło dochodu, ale jak partnera do biznesu, który dzięki dobrze wykonanej usłudze dla niego zareklamuje nas dalej.
    Pozdrawiam
    Dorota

Zostaw komentarz