Rachunek sumienia na niedzielę

Strona główna/Pozostałe/Rachunek sumienia na niedzielę

Jako naród straciliśmy mnóstwo bogactw i tradycji, które mieliśmy. Po 50 latach komuny i eksterminacji elit staliśmy się krajem dziadów. Ludzi, którzy sami o sobie uważają, że są dziadami. Mimo, że jesteśmy potomkami narodu, który przez kilkaset lat dominował w Europie.

W czasie imperium Jagiellonów i jeszcze przez późniejsze 300 lat byliśmy dominującym państwem Europy, które zadziwiało kulturą i techniką.

50 lat komuny przekonało nas, że genetycznie jesteśmy dziadami. A genetycznie jesteśmy Janem III Sobieskim, który ratuje Europę przed Turkami. Mikołajem Kopernikiem, który obala mity. Pawłem Włodkowicem, który pierwszy przedstawia koncepcję wolności sumienia w XV wieku, gdy krzyżacy nawracali mieczem, co było doktrynalnym nadużyciem. Chodziło im o władzę, nie o wiarę.

Podobnie i dziś – nie widzimy tego jeszcze – jesteśmy światłem Europy. Zobaczymy to jeszcze w naszym pokoleniu. I dziwić się będziemy.

Dlaczego o tym piszę?

Bo w zeszłym tygodniu rozmawiałem z Maćkiem Gnyszką, założycielem Towarzystw Biznesowych. Możesz go znać z naszego seminarium “Jak dobrze zarabiać, czyniąc dobre rzeczy”.

Maciek powiedział mi o swoim marzeniu przywrócenia przedwojennej tradycji bali dobroczynnych. Po co takie bale? O co chodzi? Jakiej tradycji?

W czasach rozbiorów arystokracja żyła na wygnaniu m. in. w Paryżu. Dlaczego lądowali w Paryżu? Bo był w miarę przychylny dla Polaków. Tam również organizowano bale dobroczynne.

Na co była zrzutka? Na ofiary powstania styczniowego. Ojcowie i dziadkowie ginęli, zostawały wdowy i dzieci. Często trafiały do Paryża.

Arystokracja czuła się odpowiedzialna za tych ludzi. A dziś na hasło “arystokracja” otwiera nam się scyzoryk w kieszeni.

To kolejna spuścizna socjalizmu. Który napędzał i rewolucję francuską, gloryfikowaną w szkolnych podręcznikach, a skutkującą bezprawnym mordem nie tylko arystokracji, ale i licznego duchowieństwa oraz zwykłych, szarych ludzi. Wówczas socjalizm w stylu stalinowskim zakrólował po raz pierwszy. Cóż za pokrętne kłamstwa daliśmy sobie wmówić.

Socjaliści (dopiero wtedy powstający) burzyli się, że organizowano takie bale. “Zamiast organizować bale, daliby te pieniądze biednym”.

Gdybyście zorganizowali zrzutkę w waszej norze socjalistów, to bankierzy paryscy by tam nie przyszli. Niewiele byście zebrali.

Dziś mentalność dziadowania kojarzona jest głównie z Kościołem. Tymczasem znamienna jest właśnie dla socjalistów (ateistów!). Wolność, równość, braterstwo? Dzięki tradycji bali dobroczynnych cały Paryż zrzucał się na Polskie sieroty.

Z tym stanowiskiem polemizuje święty biskup Szczęsny Feliński w swoich pamiętnikach.

Bal polski w Paryżu organizowała księżna Adamowa Czartoryska:

“Największe atoli oburzenie w nieprzyjaznym obozie [socjalistów] wywoływały coroczne bale na dochód emigracji w Hotelu Lambert dawane (…).

Prawda, że były one czarujące i budziły podziw nawet w Paryżu tak oswojonym z przepychem i najwyższą elegancją, ale to dzięki jedynie genialnej pomysłowości księżny Adamowej, która istotnych dokazywała dziwów, urządzając tę zabawę, na którą cisnęły się wszystkei znakomitości nadsekwańskiej stolicy, pomimo że wejście kosztowało dwa luidory (…).

Wrażenie to potęgowało się jeszcze widokiem tysiąca par strojnych, wirujących szalonym pędem wkoło wodotrysku i niknących jak nimfy lub sylfidy w zieleni palm, kamelii i lotusów. (…)

W pousinowskiej znowuż galerii urządzony był tak zwany bazar, przynoszący niemal drugie tyle dochodu, co bilety wchodowe.

Na długo przed balem księżna Adamowa i najbliższi jej znajomi zbierali na ten cel drobne fraszki, odznaczające się gustem i wytwornością, dokupywało się nawet wiele modnych i eleganckich drobiazgów i wzdłuż tej galerii urządzały się małe kramiki, napełnione cackami i galanteriami, oraz bufety z ciastkami i likworami.

Każdy taki sklepik miał swoją specjalność, kramarką zaś była jedna z dam do najwyższej arystokracji należących. Ceny przedmiotów wystawionych na sprzedaż zastosowane były raczej do szczodrobliwości kupujących, niż do rzeczywistej wartości towaru. (…)

Przy stolikach zwłaszcza bardzo poważnych lub wpływowych osób krezusy paryskie za tym większy poczytywały sobie zaszczyt, im doszczętniej zostały zrabowane.

Do bufetu na przykład, w którym gospodarowała księżna Wirtemberska, zbliżył się Rotszyld, a zjadłszy jakieś ciastko, spytał, co się należy. „Jak od pana – pięćset franków” – odrzekła sędziwa księżna z uprzejmym uśmiechem, z jakowej dystynkcji król bankierów niezmiernie był zadowolony.

Przy stoliku znowy księżnej La Rochefoucauld, słynnej ze swej piękności, jakiś lord angielski, spostrzegłszy, iż jeden z kędziorów kruczych jej włosów wskutek spuszczenia głowy znalazł się między wstążkami i koronkami rozłożonymi na stole, zapytał żartem, czy i ta ozdoba była też do sprzedania. Piękna pani w tej chwili odcięła ukazany pukiel i podając go lordowi, rzekła: „Dwieście franków”.

Nic też dziwnego, że podobna wenta wzbogacała kasę niepomiernie. Ci, co patrząc przez pryzmat niechęcji, to tylko widzieli, co znaczne koszta za sobą pociągało, gorszyli się na widok przepychu iście królewskiego, z jakim przyjęcie było urządzone.

Ostateczny wszakże wynik finansowy bywał zwykle tak świetny, że czysty dochód z balu stanowił dla biednych emigrantów również królewską ofiarę”.

W ten sposób święty biskup rozprawia się z mentalnością socjalistów, której rak toczy umysły również nas, bo ciężko w pełni uwolnić się od przekonań, w których zostaliśmy wychowani. Muszą wymrzeć jeszcze ze dwa pokolenia, nim się oczyścimy. Ale można to przyspieszyć.

Najwyższa pora, abyśmy w kraju dziadów zaczęli robić rzeczy na najwyższym, światowym poziomie. Jeśli się za coś zabieramy, róbmy to porządnie. Nie wstydźmy się działać z wielką pompą i myśleć globalnie. Albo przynajmniej robić to, co robimy, z kunsztem mistrzowskim.

Ta wiadomość jest zapowiedzią reaktywacji tradycji.

Za tydzień napiszę więcej.

By |11 października 2015|Categories: Pozostałe|2 komentarze

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

2 komentarze

  1. Małgorzata 23 października 2015 w 13:10 - Odpowiedz

    Witam!
    Brawo dla Pana Maćka Gnyszki za powrót do starych i sprawdzonych pomysłów i dla Ciebie Piotrze, że pomagasz tę ideę promować. 🙂
    A odnosząc się do poprzedniego komentarza, uważam, że uwaga słuszna, ale aby pomóc innym, warto znaleźć na to środki finansowe i robić to na prawdę dobrze i najlepiej jak się da.
    I tego Wszystkim Zaangażowanym z całego serca życzę. 🙂

  2. DARIUSZ 11 października 2015 w 21:14 - Odpowiedz

    Uczmy się na doświadczeniach i wyciągajmy wnioski, ale nie powtarzajmy tych samych błędów.
    Źle by było, abyśmy skupiali się na organizowaniu dobroczynności na rzecz “biednych” traktując ich jako naturalną część społeczeństwa. Moim zdaniem sztuką jest, aby doprowadzić do takiej organizacji społeczeństwa, aby ludzie niesamodzielni byli pod opieką tych, którzy mają potencjał i możliwości. Nikt nie powinien być sam. Dotyczy to także samotności ludzi sukcesu. Bogactwo materialne nie prowadzi do szczęścia i poczucia spełnienia.
    Ludzie zjednoczeni mają większe możliwości.
    Tak jak tlen, który ma swoje właściwości, tak woda, czyli związek tlenu z wodorem, mają całkiem inne właściwości.
    Każdy z nas otrzymał talenty i ma przynieść 100% zysku – nie 50%, 20%, czy też 2%, lecz 100%, a to znaczy, że wszystkie talenty muszą być zagospodarowane i wykorzystane. To jest wyzwaniem dla wszystkich naszych liderów, aby odkrywać talenty w swoich zespołach, aby tworzyć zespoły, ale też, aby odkrywać jednostki i ich potencjał. Odkrywając talenty każdego z nas odkrywamy Plan Boży i stajemy się współtwórcami rzeczywistości. Jest to potwierdzeniem naszego dziedzictwa.

Zostaw komentarz