Inicjatywy Biznesowe – Tacy Ludzie Osiągają Wielkość – Piotr Michalak

Strona główna/Rozwój Biznesu/Inicjatywy Biznesowe – Tacy Ludzie Osiągają Wielkość – Piotr Michalak
  • inicjatywy biznesowe

Ludzie Osiągają Wielkość – Piotr Michalak

Rozmawia: Michał Wróblewski z bloga ekspertologia.pl

Pobierz PDF

Inicjatywy biznesowe

Michał Wróblewski (M. W.): Witaj Piotrze, z tej strony Michał Wróblewski z bloga ekspertologia.pl, poznaliśmy się w Płocku na konferencji „Wiara w biznesie”. Po pierwsze chciałem Ci pogratulować świetnej prelekcji, miałem to zrobić na miejscu, ale później gdzieś zniknąłeś. Szczególnie uderzyło mnie to jak mówiłeś o kierunku, misji i wizji.

Wspominałem Ci o wywiadzie pisemnym dla mojego bloga. Chcę zainspirować tym wywiadem jak najwięcej czytelników i zachęcić ich, aby również odnaleźli swoje prawdziwe powołanie tak jak Ty.

Mam nadzieję, że podzielasz mój entuzjazm i zgodzisz się odpowiedzieć na te pytania, zainspirować moich czytelników do działania.

Piotr Michalak (P. M.): Dziękuję Michale! Bardzo się cieszę, że mój wykład przypadł Ci do gustu. Staram się przekazać ludziom wartościową wiedzę, która pomoże im zmienić swoje życie na lepsze.

M. W.: Już jako młody człowiek podejmowałeś się różnych inicjatyw, aby zarobić pieniądze
m. in. w branży muzycznej. Czego Cię to nauczyło?

P. M.: Od 8 klasy podstawówki pasjonowała mnie muzyka. Zbierałem pieniądze na sprzęt muzyczny i śpiewałem bardzo profesjonalnie – przez pończochę zabraną mamie, naciągniętą na drut zamontowany na mikrofonie.

Moim celem w branży muzycznej nie było stricte „zarobienie pieniędzy”.  Wiadomo, że chciałem robić to profesjonalnie i żyć z muzyki. Ale ja przede wszystkim kochałem muzykę. Podstawowym celem było „zaistnieć w branży”. Zdobyć popularność. Znaleźć ludzi, którzy chcieliby tego słuchać. Pieniądze są owocem, a nie celem.

Ciężko ćwiczyłem, pracowałem, nagrywałem. Starałem się zrozumieć jak działa branża muzyczna. Pamiętam jak rodzina nie wierzyła w to, co robię. Pomimo dwóch wydanych płyt demo, byłem zdołowany. Później nauczyłem się, że to ty pierwszy musisz uwierzyć w siebie, zanim inni ci uwierzą. Rodzina uwierzyła we mnie dopiero, gdy kilka lat później osiągnąłem sukces w biznesie.

Prawda jest taka, że mało kto z nas ma wsparcie w otoczeniu. Dlatego odkąd zająłem się biznesem, staram się pomagać ludziom, zapewnić im wsparcie, którego sam nie miałem – i tworzyć warunki, w których mogą wzrastać.

Nauczyłem się jeszcze jednej rzeczy.

Uwierz w siebie

Wiele lat temu byłem na koncercie w Szczecinie. Występował między innymi świetny, ambitny zespół z tego miasta. Sporo ludzi tańczyło pod sceną. Jednak gdy później wystąpił jeszcze bardziej popularny, ale intelektualnie prosty zespół z Warszawy, ludzi przyszło trzy razy więcej. Zobaczyłem, że ludzie nie zawsze chcą kupować ambitne i wartościowe rzeczy. Poza tym „żaden prorok nie jest szanowany we własnym domu”. Dlatego bliscy na początku w nas nie wierzą.

Obiecałem sobie, że będę zawsze wierzył i wspierał swoje dzieci. Błogosławię dziś moje córki, co oznacza, że dobrze o nich mówię. Przykładowo: mówię im, że będą – i już są – wielkimi, inspirującymi, mądrymi, wspaniałymi osobami. Podobnie mówię o swoich pracownikach. I staje się to samospełniającą się przepowiednią, bo twoja wiara kształtuje otaczający cię świat.

M. W.: Później zacząłeś studia na elektronice i komunikacji, które rzuciłeś dla zarządzania. Wtedy zrozumiałeś, że zarządzanie, marketing i copywriting to Twoje powołanie?

P. M.: Wszyscy mówili mi, żeby studiować na ETI, bo po tym jest dobra praca. Na tym wydziale zamordowali wykładowcę, gdy jeden ze studentów (sfrustrowany poziomem egzaminów) nie wytrzymał presji. W mojej grupie była grupka inteligentnych chłopaków i jedna dziewczyna. Po pierwszym semestrze uznałem, że chcę przeżyć swoje życie naprawdę żyjąc, a nie tylko ryjąc.

Gdy rzucałem studia na ETI, rodzina była trochę przerażona. Wszyscy śmiali się z Wydziału Zarządzania i Ekonomii, na który się wybierałem. Mówili, że to wydział gier i zabaw. Mówili, że tam idą matoły, bo ekonomia jest żenująco prosta, bo nie ma w niej całek. Mówili, że po tym nie ma pracy. Ale ja miałem wiarę – nie w kierunek, nie w uczelnię, ale w siebie. Poszedłem za głosem serca. Nie chciałem, aby moje życie było jedynie lustrem oczekiwań innych ludzi. Opłaciło się.

Miej własny plan, nie cudzy

M. W.: Pasja przerodziła się w otwarcie pierwszej firmy, agencji marketingowej Ententa. Jak wspominasz ten czas? Było ciężko z tym ruszyć? Miałeś chwile zwątpienia?

P. M.: Niektórzy czytelnicy piszą do mnie, że boją się założyć własną firmę. Ja się nie bałem. Wręcz przeciwnie, miałem entuzjazm. Dlaczego? Bo poszedłem za głosem tego, co jest słuszne w moim życiu, zamiast realizować cudzy plan na siebie.

Już w wieku 18 lat wyprowadzałem się z domu. Później rzuciłem studia na prestiżowym kierunku, by wybrać kierunek pogardzany przez wszystkich. Aby to uczynić, musiałem słuchać siebie, a nie innych. Poszedłem za głosem serca, intuicji i sumienia, a nie za głosem cudzych wyobrażeń na mój temat. Od tego momentu stałem się pewny siebie i nabrałem poczucia własnej wartości. Bo ono zaczęło wypływać z wewnątrz, ze świadomości kim naprawdę jestem.

Początkowo nie mogłem założyć firmy, bo rodzina dalej we mnie nie wierzyła i nie miałem gdzie jej zarejestrować. Nikt nie chciał mi udzielić adresu. W końcu mój świętej pamięci dziadek się zgodził, za co jestem bardzo wdzięczny. Już w pierwszym miesiącu prowadzenia firmy zarobiłem trzy razy więcej niż na etacie.

Na jednym z naszych szkoleń poznałem Piotra. Pracował po kilkanaście godzin dziennie jako menedżer handlowców w firmie finansowej. Opowiadał na czym w tej firmie polegał „chrzest”. Stajesz się „swój chłop”, gdy z przepracowania poleci Ci pierwsza krew z nosa i… gdy po raz pierwszy zaśniesz za kierownicą. Po szkoleniu ze wspólnikiem otworzyli własną firmę. Zajęło im kilka miesięcy rozkręcenie jej, zmagali się ze swoimi słabościami i brakiem doświadczenia, a ja starałem się pomóc, doradzić, podpowiadać. Pracowali dzielnie, zbudowali prawdziwy, solidny biznes i stali się niezależni. Jestem szczęśliwy, że wygrał swoje życie.

M. W.: Mówiłeś, że przechodziłeś przez wiele problemów w trakcie prowadzenia działalności m. in. pozwy sądowe, zatrudnianie niekompetentnych ludzi, pozbawienie udziałów. Jak sobie z tym poradziłeś? Czego Cię te porażki nauczyły?

P. M.: Zakończenie pracy na etacie i założenie własnej firmy było najlepszą decyzją mojego życia. W ciągu kolejnych lat podjąłem jednak więcej decyzji błędnych niż prawidłowych.

Straciłem przez nie – jak szacuję – grubo powyżej miliona złotych w gotówce i parę milionów w utraconych korzyściach. Całe szczęście to i tak niewiele. Byłbym dziś jednak o wiele dalej, gdybym nie podjął pewnych decyzji.

Działalność wydawnicza, edukacyjna i usługi dla biznesu wiele uczą, bo cały czas spotykasz się z propozycjami współpracy. Miałem udziały w innowacyjnych portalach. Miałem udziały w agencjach reklamowych. Miałem udziały w oprogramowaniu dla firm.

Partnerzy i współpracownicy

Nauczyłem się, że przedsiębiorcy z pomysłami, gdy nie mają kasy, w pierwszej kolejności starają się pozyskać partnerów za udziały. Najczęściej nie mają pieniędzy, bo nie odnieśli do tej pory większych sukcesów. A tych nie odnieśli, bo coś robią nie tak. Albo brakuje im umiejętności, albo dobrego podejścia, albo talentu, albo predyspozycji, albo pomysłu, albo inicjatywy biznesowe, albo wyczucia rynku.

Wchodzisz w spółkę z osobą, której do tej pory jeszcze biznes nie wyszedł. Będziecie uczyć się na sobie popełniać kolejne błędy. Jeśli do tej pory mu nie wychodziło, albo średnio wychodziło, to dlaczego teraz miałoby wyjść i podbić cały świat?

Człowiek, który odniósł sukces i ma kapitał, nie zawsze chce lekką ręką dzielić się udziałami. Woli zapłacić pieniądze za wykonanie konkretnej pracy. Płaci i wymaga. A ze wspólnikiem nigdy nic nie wiadomo. Dlatego doświadczeni biznesmeni są zamknięci na nawiązywanie współpracy z obcymi ludźmi. Współpracę nawiązuje się z przyjaciółmi, albo z firmami i osobami dokładnie sprawdzonymi.

Nauczyłem się tego samego w kontekście zatrudniania ludzi. Zatrudniałem osobę albo na odległość, albo po jednym spotkaniu o pracę, albo „pierwszą lepszą”. W ten sposób strzelałem do kaczek na oślep. Szanse trafienia są jak jeden na tysiąc.

Ale co gorsze, raniłem osobę tak zatrudnioną i wyrządzałem jej krzywdę. Osoba taka mogła pójść i zrealizować się na stanowisku dobrze dobranym do jej charakteru i predyspozycji. A w przypadku pochopnej decyzji, zmarnowała kilka miesięcy, po czym została zwolniona. Albo trzymaliśmy ją jeszcze rok, łudząc się, że coś się zmieni. Nigdy nic się nie zmienia.

Dziś spotykam się przynajmniej kilka razy, zanim kogoś zatrudnię. Mam też dokładnie przemyślane jakiego rodzaju osoby poszukuję i do jakich zadań. Nie idę na kompromis. W ten sposób okazuję ludziom szacunek, bo nie marnuję czasu osoby, która i tak nie sprawdziłaby się na danym stanowisku.

Byłem naiwny, łatwowierny, ulegający wpływom. Pospiesznie podniecałem się nowymi pomysłami, znajomościami i okazjami współpracy. Nauczyłem się zdrowej ostrożności, która nie jest nieufnością, ale obopólnym szacunkiem – do siebie i do drugiego człowieka. Nauczyłem się realizować swoją własną wizję, zanim ktoś przekona mnie, żebym realizował jego.

Przyspiesz swoją firmę

M. W.: Później zacząłeś wychodzić na prostą tworząc nowe produkty z nową firmą Strategie Rozwoju, prowadząc warsztaty, a nawet otwierając nowy kierunek na uczelni. Czy okazje po prostu się pojawiały wraz rozwojem firmy i Twoim osobistym, czy sam je tworzyłeś?

P. M.: Czy zacząłem wychodzić na prostą? Od samego początku byłem na prostej. Nie zacząłem na nią wychodzić. Wręcz przeciwnie: trzymając się strategii i zasad, przestałem z niej schodzić. Wtedy przyspieszyłem.

Gdy zrobiłem swoje pierwsze szkolenie na żywo w życiu, zapisało się 150 osób, wpłacając łącznie 125 tys. zł netto – i to w ciągu jednego dnia. Byłem wtedy tylko właścicielem maleńkiej agencji reklamowej. Miałem paru pracowników. Siedzieliśmy sobie wieczorem w domu z przyjaciółmi. Gdy wychodzili, sprawdziłem stan konta… Bardzo się stresowałem. Gdy zobaczyłem ten wynik, byłem w szoku!

Najtrudniejsze w tym okresie było nauczenie się, aby pracować dla siebie, a nie dla innych. Gdy do agencji przychodził klient i płacił grube pieniądze za obsługę, miałem naturalną motywację, aby wywiązać się z zobowiązania. Gdy jednak siadałem do realizacji swoich własnych planów, byłem już zbyt zmęczony. Byłem odpowiedzialny wobec klienta, a powinienem być odpowiedzialny sam wobec siebie. Swoje plany mogłem zawalić. Plany klienta musiałem zrealizować.

Czy zatem okazje same się pojawiały, czy ja je tworzyłem? Nauczyłem się, że najlepsze okazje to te, które sami tworzymy. A najgorsze to te, które same do nas napływają od innych osób. Bo te osoby najczęściej chcą zrealizować własne cele, a nie twoje. To nie znaczy, że mają złe zamiary. Po prostu nie znają twoich celów tak dobrze, jak znają swoje. Mało jest osób, które starałyby się poznać cele innych ludzi i pomóc je im osiągnąć. Tacy ludzie osiągają wielkość.

Nauczyłem się, że jestem w stanie pomagać i służyć znacznie większej liczbie osób, realizując swoją wizję, a nie oczekiwania innych ludzi. Gdy klient nie szanuje pracy specjalistów, oczekuje darmowego doradztwa lub wielokrotnego przesyłania tych samych plików ze względu na własny nieporządek, to w zasadzie mu nie pomagamy, tylko spełniamy zachciewajki. W tym czasie są tysiące osób, które potrzebują wsparcia i mają poważne wyzwania. Teraz przyczyniamy się do realnej zmiany na lepsze w życiu tysięcy ludzi.

M. W.: Na konferencji w Płocku mówiłeś, że najważniejsze jest obranie kierunku nie tyle co dla przedsiębiorstwa, ale dla samego siebie. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

P. M.: Dla niektórych biznes jest wehikułem zarobienia kasy na realizację marzeń. Dla mnie biznes jest wehikułem realizacji marzeń. Po co komplikować. Przecież można przejść od razu do rzeczy.

Można mieć marzenia egoistyczne i altruistyczne. Weźmy dwóch przedsiębiorców. Jeden prowadzi biznes, bo chce wybudować sobie piękny, luksusowy dom i jeździć na wakacje w odległe kraje. Drugi prowadzi biznes, bo chce zrewolucjonizować branżę i obsługiwać klientów diametralnie lepiej, niż wszyscy. Który osiągnie większy sukces?

Dla niektórych celem istnienia firmy jest osiągnięcie zysku dla właścicieli. Dla mnie celem istnienia firmy jest realizacja misji służenia i pomagania ludziom, a zysk jest naturalnym jej efektem i pojawia się go tym więcej, im lepiej ją realizujemy.

Słowo misja brzmi mesjanistycznie i wizjonersko. Brzmi, jakby ktoś urwał się z choinki albo przyleciał z kosmosu. Ale ja nie fruwam w chmurach.

Zapytajcie Amerykanina i dla każdego będzie oczywiste, że firma powinna mieć misję, wizję i określone wartości, które manifestują się w formie określonych zasad. To dla nich naturalne.

Można założyć firmę stricte dla kasy. Wiele osób tak zbudowało majątek. Ale lepiej założyć firmę również dla ducha. Wiele osób tak zbudowało szczęście.

Etat a własna firma

M. W.: Też jakiś czas pracowałeś na etacie. Dlaczego większość ludzi zamyka się w swojej strefie komfortu, boi się zrobić ten krok do przodu i postawić na własną działalność? Co możesz im doradzić?

P. M.: Rozumiem takie osoby. Mi było dosyć łatwo, bo nie miałem jeszcze żony, dzieci i kredytu hipotecznego. Niewiele ryzykowałem.

Człowiek, który pracował kilka lat, aby osiągnąć silną pozycję w swojej firmie, boi się ją stracić. Co zrobi, jeśli firma mu nie wyjdzie?

Znam osoby, które są na granicy podjęcia decyzji o założeniu własnej firmy, jednak cały czas ją przekładają. Wyszukują sobie dobrze uzasadnione wymówki, dlaczego jeszcze z tym poczekać.

Znam jeden przykład, Przemka, który pracował w dużej korporacji. Otworzył innowacyjny biznes i przez parę lat walczył o jego sukces. Nie udało się! Jednak Przemkowi pozwolono wrócić do firmy. Awansował nawet na stanowisko kierownicze.

Przypomnę też przykład Piotra oraz, często przeze mnie cytowany, Rafała, którym udało się wyrwać z korporacji. Piotr nie miał rodziny. Rafał, owszem. Obu się udało. Rafałowi nieco szybciej. Dlaczego?

Oto sekret, jak to zrobić przy najmniejszym ryzyku. Wprowadzanie nowego produktu na rynek wymaga dużych nakładów czasowych i finansowych. Jest jednak wiele usług, które można zacząć oferować bardzo szybko, od zaraz. Firma usługowa może w ciągu miesiąca znaleźć sobie pierwszych klientów i zacząć zarabiać pieniądze.

Schody zaczynają się, gdy chcemy taką firmę wyskalować na większe obroty. Czasem będzie to wymagało zmiany modelu biznesowego. Ale to już temat na inną rozmowę.

Również firmę handlową w niektórych segmentach może szybko uruchomić. Przykładowo, mam przyjaciół, którzy kupują wybrane, wysokiej jakości ubrania w odzieży używanej, a następnie odsprzedają je za wyższą cenę na Allegro.

Niestety ten rynek znacznie się skurczył, bo sprzedawcy zeszli z cenami. Pamiętajmy, że tam, gdzie jest mała bariera wejścia, szybko może pojawić się konkurencja. A tam, gdzie produkt nie wymaga wkładu intelektualnego, sprzedawcy zaczną wojnę cenową, która nikomu nie pomoże, a zniszczy cały segment. Dlatego pracuję z naszymi klientami nad odróżnieniem się od konkurencji i nad stworzeniem przewagi konkurencyjnej. To również temat na inną rozmowę.

Całe szczęście moi przyjaciele znaleźli sobie inną, dochodową niszę w branży odzieżowej. Dla ich dobra nie ujawnię co dokładnie teraz robią.

Strach a miłość

M. W.: W mojej opinii w Polsce ludzie boją się mierzyć wysoko. Mamy zakorzenione w naszych głowach, aby skończyć studia i znaleźć dobrą pracę na lata. Z tym jest coraz trudniej w dzisiejszej sytuacji ekonomicznej. Dziś w epoce informacyjnej warto stawiać na własną wiedzę i doświadczenia, dzieląc się z innymi. Co o tym sądzisz?

P. M.: Wiele razy w naszej rozmowie pojawia się wątek strachu. Kiedyś w moim życiu też było wiele strachu. Bałem się głównie bankructwa. Może dlatego nigdy nie zbankrutowałem?

Strach hamował mnie przed rozwinięciem skrzydeł. Zamiast zainwestować, wolałem chomikować pieniądze. A gdy już zabrakło mi siły woli by dalej się hamować przed wydawaniem, wtedy wydawałem pieniądze na nieodpowiednie rzeczy. Bałem się zainwestować, a nie bałem się konsumować. Bałem się ryzyka, czy inwestycja wypali, a nie bałem się braku satysfakcji po zakupie nowej zabawki. Strach zawsze prowadzi do patologicznych zachowań i nietrafionych decyzji.

Ktoś mógłby się nie zgodzić. Przecież bojąc się roztrzaskać na drzewie nie pojadę autem 200 km/h. Należy tu odróżnić strach od zdrowego rozsądku. To nie strach powinien powstrzymać mnie przed nadmiernie szybką jazdą, lecz zdrowy rozsądek.

Strach jest odwrotnością pragnienia uczynienia czegoś dobrego w życiu. Strach to przeciwieństwo miłości. Jeśli mówimy, że ludzie boją się mierzyć wysoko, to znaczy coś więcej. To znaczy, że nie wierzą w siebie i we własne możliwości. To sygnał niskiego poczucia własnej wartości. Wychodzi tu niska samoocena.

Weźmy dwóch dyrektorów na posiedzeniu rady zarządu. Jeden z nich boi się wychylać i mówić, co myśli. Drugi z nich zabiera głos. Umiejętnie, z taktem, z pewnością siebie i z przekonaniem przekazuje swoją wizję. Stara się przekonać innych, szanując ich prawo do krytyki i odmowy. Który z nich więcej osiągnie? Ten, który zawsze milczy i usuwa się na bok, czy ten, który prowadzi?

Ta sama zasada dotyka naszego życia. Który z nas więcej osiągnie? Ten, który wyjdzie i coś zrobi, czy ten, który będzie się chował do skorupki? Ten pierwszy może coś zyskać. Ten drugi może co najwyżej niczego nie stracić. Może jednak stracić kolejne lata.

Zrozumiałem, że czegoś się jeszcze w życiu boję. Naprawdę boję się, aby nie zmarnować swojego życia. Pragnę z całej siły wykorzystać w pełni czas, który został mi dany na tym świecie.

Złote myśli na koniec

M. W.: Może chcesz coś jeszcze przekazać czytelnikom ekspertologii?

P. M.: Żyj pełnią życia i zrealizuj swój potencjał.

Pokaż światu to, co masz najpiękniejszego w sobie.

Wydobądź to z siebie i zamień w rzeczywistość.

Uczyń coś wspaniałego. Podziel się tym z ludźmi.

Żyj nie tylko dla siebie, ale też dla innych.

Żyj nie tylko dla innych, ale też dla siebie.

Pragnij zmiany na lepsze. Dąż do tego, czego pragniesz.

Odrzuć strach. Wyjdź na zewnątrz. Wyjdź z mroku.

Wybieraj zawsze dobro. Szukaj światła. Dąż do jasności.

Kochaj ludzi. Kochaj siebie. Dawaj z siebie wszystko.

Naucz się brać. Za wszystko dziękuj. W każdej chwili.

We wszystkim znajduj dobro i naukę. Ucz się całe życie.

Zakładaj zawsze dobre intencje. Doszukuj się dobra.

Zrozum, że wielu chce dobra, choć wybiera złą drogę.

Odrzuć złość i żal. Przebacz i życz wszystkim dobrze.

Pragnij spełnienia dla innych. Spełnij swoje marzenia.

Pomagaj innym, szanując siebie, a inni pomogą Tobie.

W każdej chwili wybierasz jedną z dróg. Jasność czy mrok?

W górę czy w dół? Miłość czy strach? Dobro czy zło?

Wybierz, czego pragnie twoje serce.

By |21 października 2014|Categories: Rozwój Biznesu|0 komentarzy

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

Zostaw komentarz